sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział V

Podjechałem pod dosyć duży i ładny dom Lucy. Drewniane schody prowadziły wprost do dużych drzwi. Okna pozasłaniane były białymi firankami, przez które prześwitywały doniczki z kwiatami. Dom otoczony był ładnym płotkiem, który biegł dookoła działki. Wysiadłem z samochodu upewniając się, czy na pewno jest odpowiednia godzina. Poszedłem wzdłuż pozbruku, który prowadził prosto do schodków. Wspiąłem się na nie, lekko pukając do drzwi. Po chwili usłyszałem czyjeś kroki i dźwięk przekręcania kluczy. W progu stała promieniująca radością Lucy. Uśmiechała się pogodnie, wpatrując się we mnie.
- Hej.- przywitała się, na co odpowiedziałem uśmiechem. Dziewczyna zaraz potem wpuściła mnie do środka gestem ręki.- Pójdę do góry po torebkę, zaczekasz?- zapytała, a ja skinąłem głową. Stałem w dosyć dużym salonie, który łączył się z korytarzem. Po środku stał duży telewizor plazmowy, kanapa i dwa fotele. Po prawej stronie, przy dwóch oknach stał biały fortepian, a po przeciwnej stronie duża komoda, na której poustawiane były pamiątkowe zdjęcia. Nie widziałem dokładnie co jest na nich przedstawione, ale zapewne były to jakieś postacie. Zorientowałem się, że Lucy musiała żyć jak normalna nastolatka, zanim Cora ją ugryzła... Ciekawe czy lubi to życie? Życie-jako wilkołak. Z moich myśli wyrwał mnie stukot nóg na podłodze. Zorientowałem się, że to Lucy, która zbiegała po schodach. Teraz zauważyłem jaka dziewczyna była ładna. Miała długie brązowe włosy, które lekko zakręcały się na samym końcu. Duże zielone oczy, trochę przypominające Lydii. Ubrana w jasną sukienkę i balerinki wyglądała bardzo dziewczęco.
- Idziemy?- zapytała, podchodząc bliżej.
- Jasne.- wyjąłem kluczyki, po czym poszedłem do wyjścia jej domu. Zauważyłem jak Lucy gasi światło, a następnie zaklucza swój dom. Razem z dziewczyną poszedłem prosto do mojego samochodu. Włączyłem radio, które zagłuszało stałą ciszę.
- Jak ci się układa, po tym jak zostałaś...wilkołakiem?- zapytałem po chwili, widząc jej skupienie. Chyba wyrwałem ją z zamyślenia, bo lekko podskoczyła na mój głos.
- Dobrze, chyba.- odparła po chwili wahania.- Chyba wolałam tamto życie.- powiedziała zaraz potem. Poczułem jak robi mi się jej żal. Czasem czułem, że też wolałem tamto życie. Zanim Scott stał się jednym z nich... ale w niektórych momentach wydawało mi się, że nie umiał bym żyć nie wiedząc nic o wilkołakach. Tak naprawdę to uwielbiałem. Uwielbiałem pomagać Scott'owi, mojemu tacie, rozwiązywać sprawy.  Nieważne co się wydarzyło...to i tak nigdy nie przestanie być prawdą, nie cofnę czasu.
- Hm...chyba też są jakieś zalety.- powiedziałem starając się ja pocieszyć.
- Tak, ale właśnie przez to.- wskazała na siebie palcem.- straciłam chłopaka.- dodała po chwili. Zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro. Lucy była tylko zwykła nastolatką, szukającą swojej miłości.
- Może to nie był ten właściwy.- podpowiedziałem. Lucy nic nie odpowiedziała i przez chwilę myślałem, że ją uraziłem. Jednak cisza nie trwała długo, gdyż dziewczyna zaczęła znów mówić.
- Być może... trudno znaleźć chłopaka, który zaakceptowałby takie coś.- wydawało mi się, że brunetka próbuje się zaśmiać, ale jej to nie wychodzi. Spojrzałem na nią z ukosa. Miała niewyraźny wyraz twarzy, trochę zadowolony, trochę smutny i zatopiony w myślach.
- Chyba, ze jest taki sam jak ty.- powiedziałem nadal wpatrując się w drogę. Po wypowiedzeniu tych słów dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłem z samochodu, podobnie jak Lucy, która mimo tej wymiany zdań nie straciła poczucia humoru. Uśmiechnęła się lekko po czym ruszyła w stronę kina. Ostatnio wyszedł jakiś nowy film z bardzo przystojnym aktorem, na którego Lucy tak bardzo chciała iść więc się zgodziłem. Niechętnie, ale jednak. Kupiłem dwa bilety, popcorn i dwie cole. Podałem jeden kubek Lucy, prowadząc ją w stronę sali. Nagle dziewczyna stanęła jak wryta, patrząc prosto przed siebie. Uśmiech zniknął z jej twarzy, natomiast pojawiło się zdziwienie, smutek i złość jednocześnie.
- Lucy?- zapytałem trochę niespokojnie. W jednej chwili pomyślałem, że zaraz upuści kubek z napojem. Jednak dziewczyna szybko pokręciła głową, po czym spuściła wzrok na dół.- Coś nie tak?- zapytałem starając się jej jakoś pomóc.
- Przepraszam...zobaczyłam mojego byłego i...- nie dokończyła zdania, jakby wyrosła jej wielka gula w gardle, która nie pozwala jej mówić.
- Rozumiem.- uśmiechnąłem się lekko, Lucy jeszcze chwilę na mnie spoglądała, po czym weszliśmy do sali. Okazało się, że na tego "przystojnego aktora" przyszły prawie same dziewczyny, więc ja...byłem chyba jedynym chłopakiem na sali. Zrobiło mi się trochę głupio, ale nadal szedłem za Lucy, która wydawała się być zafascynowana. Usiedliśmy mniej więcej po środku sali, wpatrując się w reklamy.
- Jestem tutaj jedynym chłopakiem?- zapytałem rozglądając się. Lucy wymusiła słaby uśmiech.- Hej...nie przejmuj się. Musisz o nim zapomnieć i bawić się dobrze.- wiedziałem, że jeszcze niedawno przeżywałem tak bardzo kiedy Lydia nie chciała ze mną chodzić. Nie mogłem się tak po prostu dobrze bawić i uśmiechać, a teraz sam radziłem Lucy, żeby to robiła? Lydia. Pomyślałem przez chwilę, ale moje myśli zagłuszyły piosenki z reklam. Rozsiadłem się wygodnie, biorąc do ręki popcorn, kiedy wreszcie zaczął się film. Przez cały czas prawie nie odezwałem się do Lucy, która chyba straciła całe poczucie humoru w sobie, jakie miała na początku. Pzez chwilę myślałem, że to może przeze mnie, ale potem wybiłem to sobie z głowy. Nie wszystko co się dzieje musi być moją winą. Ale niektóre rzeczy tak. Przeważnie te gorsze są moją winą...
- Możemy wyjść?- Lucy spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Pokiwałem głową, jakbym chciał jej pomóc. Nawet ten przystojny aktor, który wcale nie był taki ładny jej nie pomagał. Mimo iż inne dziewczyny wpatrywały się w ekran jak zahipnotyzowane.
Po wyjściu z całego budynku, zatrzymałem się przy samochodzie.
- Coś się stało? Nadal myślisz o swoim byłym?- zapytałem spoglądając na jej twarz. Była ładna, nawet gdy się smuciła. Chociaż wolałem kiedy jej oczy były roześmiane, miały w sobie wtedy dużo blasku. Teraz patrzyły na mnie, jakby nie miały głębi i były całkiem szare, bez życia.
- Tak...to nie daje mi spokoju. Ja nadal go kocham. To wszystko przez to, że teraz jestem tym czymś.- powiedziała ze smutkiem w głosie.
- Według mnie to nic złego. W końcu...mój najlepszy przyjaciel to wilkołak.- zauważyłem, że Lucy wzdrygnęła się na wypowiedzenia tego słowa. Uśmiechnęła się lekko, po czym odgarnęła włosy z twarzy.
- Chciałam być normalna...chodzić do szkoły, do kina, płakać na jakiś romansidłach...- powiedziała z żalem.
- Nadal możesz to robić.- powiedziałem robiąc ku niej jeden krok. Staliśmy teraz dosyć blisko siebie. Miałem ochotę chwycić ją za rękę, ale tego nie zrobiłem. Dziewczyna tylko wykrzywiła kąciki ust w słabym uśmieszku, po czym wsiadła do samochodu.
________________________________________________________

Po odwiezieniu Lucy do domu, wstąpiłem do Scott'a. Czułem, że muszę z nim porozmawiać, o wszystkim. Dawno tego nie robiliśmy, albo co najgorsze, ktoś nam przeszkadzał. W szkole byliśmy oblęgani przez innych, którzy mieli pilnować Scott'a, a potem wilkołak gdzieś znikał. Zapewne po szkole chodził do Allison, z którą chyba teraz mu się dobrze układało. Zapukałem do drzwi, od razu je otwierając. Przyzwyczaiłem się do tego, ze sam wchodzę do jego domu. Przywitałem się z mamą Scott'a, która widocznie dzisiaj nie miała nocnej zmiany w szpitalu. Pani McCall powiedziała tylko, że Scott jest do góry, a ja od razu się tam udałem. Wchodząc do jego pokoju, zauważyłem, że wilkołak siedzi przy swoim biurku. Kiedy usłyszał kroki odwrócił się, a następnie spojrzał na mnie,
- Hej... coś się stało?- zapytał. Kiedyś by o to nie zapytał...pomyślałem. Tak rzadko go teraz odwiedzałem, że kiedy tylko przekroczyłem próg jego pokoju było to co najmniej dziwne.
- Nie. Właśnie byłem z Lucy w...-ugryzłem się w język. Może nie powinienem mówić Scott'owi? Może uzna, że szukam pocieszenia u byle kogo po śmierci Lydii?
- Przyjaźnisz się z nią teraz?- zapytał Scott z głosem pełnym nadziei. Nadziei, że wreszcie gdzieś wychodzę, że zacząłem normalnie układać sobie życie, że nie siedzę już w domu przed laptopem i wiem, że istnieje takie coś jak kino czy bar.
- Nie wiem.- odpowiedziałem krótko. Rzeczywiście tak było..."To tylko przyjacielskie wyjście" przypomniałem sobie słowa Lucy.- Akurat obydwoje znaleźliśmy się w małym dołku, więc poszliśmy do kina.- powiedziałem po chwili namysłu. Scott lekko się uśmiechnął, ale zaraz znów opuścił kąciki swoich ust.
- Hm...- nie wiedziałem co to "hm" dokładnie miało oznaczać, więc nie pytałem. Stałem opierając się o framugę drzwi, z założonymi rękoma wpatrując się w przyjaciela.
- A ty jak się czujesz?- zapytałem po chwili przypominając sobie, że nawet nie zapytałem Scott'a co u niego.
- Po tym jak dowiedziałem się, że jakieś stado uważa, że współpracuje z Peter'em i próbuje mnie odwilkołaczyć? Całkiem nieźle.- odparował wilkołak.
- Odwilkołaczyć?- zapytałem z uśmiechem na twarzy.
- Oh...wiesz o co mi chodzi.- powiedział również z uśmiechem na twarzy.Razem ze Scott'em krótko się zaśmialiśmy.
- Co jeśli im się uda? Jeżeli tamto stado naprawdę mi coś zrobi...- Scott jakby tracił w siebie wiarę.
- Nie.- powiedziałem stanowczo chwilę potem.- Maddie Hale miała porozmawiać z tym stadem. Zaraz do niej zadzwonie i dowiem się, czy coś wywnioskowała.- już miałam w ręku telefon. Wybrałem numer do Maddie, która dosyć szybko odebrała.
- Halo?- usłyszałem jej zmęczony głos w słuchawce.
- Spotkałaś się ze swoim stadem?- zapytałem pełen nadziei.
- Oh...jeszcze nie.- odparła.- Obiecuję, że to zrobię. Tylko nie teraz.- powiedziała. Przez chwilę panowała cisza.
- Halo? Maddie?- dopytywałem, chociaż nikt się nie odezwał. Dziewczyna po prostu się rozłączyła bez żadnego pożegnania, czy chociażby poinformowania, że musi kończyć. Przewróciłem oczami spoglądając na Scott'a, który był bardzo blady.
- I co? Zobaczyła się z tym stadem? Nadal chcą mnie zabić?- dopytywał zdenerwowany.
- Tak, widziała się z nimi.- odpowiedziałem bez namysłu.
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony