sobota, 28 marca 2015

Rozdział IV

- Co chcą mi zrobić? Czarownik? Przecież to...niedorzeczne.- Scott mówił pełnym napięcia głosem. Właśnie staliśmy w szkole, czekając na dzwonek, który oznajmiłby pierwszą lekcję. Cora stała oparta o szafkę, wpatrując się w Scott'a.
- Też tak myślę. Dobra...trzeba coś zrobić.- powiedziała Cora, która dopiero teraz się odezwała.
- Co masz na myśli?- zapytałem.
- Trzeba pilnować Scott'a, musimy cię bronić.- odpowiedziała po chwili. Nagle rozbrzmiał głośny dzwonek, cała nasza trójka ruszyła korytarzem do klasy. Lekcje mijały szybko, aż do pewnego momentu. Ponownego spotkania z panią Smith- moją psycholog. Miałem już tego dosyć, nie byłem nienormalny. Moje sny przyprawiały mnie o dreszcze i były nieco dziwne, ale nie nienormalne. Pani Smith przyszła dzisiaj wyjątkowo wcześnie, więc od razu otworzyła mi drzwi i uśmiechnęła się do mnie promiennie. Na stoliku stały dwie filiżanki, z których unosiła się para. Rozsiadłem się na fotelu, widząc znajome otoczenie. Chciałbym jak najszybciej wyjść, mieć to już za sobą, nie słuchać pani pedagog, ani jej pouczeń.
- Jak u ciebie? Zauważyłam, że ostatnio dobrze sobie radzisz.- pani Smith jak zwykle wydawała się być miła i troskliwa, ale trochę nachalna. Ale w końcu to jej praca, a ja jestem pogubionym uczniem, który musi do niej przychodzić.
- Przyjaciele mi pomagają.- odburknąłem prawie niedosłyszalnie.
- To dobrze.... a coś się zmieniło, od śmierci Lydii?- zapytała. Spojrzałem na nią nerwowo, ale potem spuściłem wzrok na ziemię.
- Nie.- przeszedł mnie dreszcz na myśl o moich strasznych snach. Od pewnego czasu przed nikim nie umiałem się otworzyć, tylko Corze powiedziałem o moich snach. Wyrwałem się z myśli, znów spoglądając na panią Smith.
- Widzę, że dzisiaj nic mi nie powiesz.- uśmiechnęła się, po czym wstała. Zrobiłem to samo i poszedłem w kierunku drzwi, zabierając z podłogi mój plecak. Zarzuciłem go na jedno ramię i wyszedłem, żegnając się z panią pedagog. Na korytarzu chodziło dużo uczniów, wszyscy byli roześmiani i pogodni. Dokuczali sobie nawzajem, śmiejąc się z tego. Włożyłem do uszu słuchawki i poszedłem wzdłuż zatłoczonego korytarza. Chciałem jak najszybciej dostać się do mojej szafki, żeby zdążyć na lekcje. Właśnie w momencie, w którym tam doszedłem rozbrzmiał się głośny dzwonek. Westchnąłem, po czym otworzyłem niebieskie drzwiczki. Na podłogę zleciała mała karteczka. Schyliłem się, by ją podnieść.
Spotkajmy się dzisiaj po szkole,
przy twojej szafce.
Cora
Ścisnąłem karteczkę w ręku, następnie wyjąłem parę książek i udałem się do klasy. Przez całą przerwę nigdzie nie mogłem dostrzec twarzy Scott'a. Miałem nadzieję, że Cora jest przy nim, albo Allison. Nie możemy pozwolić, żeby coś mu się stało. I pomyśleć, że jeszcze dwa dni wcześniej nie wierzyłem w czarowników. Wchodząc do klasy, zauważyłem, że mój przyjaciel siedzi na swoim miejscu. Obok niego roześmiana Allison, a z tyłu Cora, która wpatrywała się w zeszyty. Nauczyciela jeszcze nie było, więc mieliśmy chwilę by porozmawiać. Usiadłem obok brunetki, która na mój widok uniosła głowę. Uśmiechnęła się lekko, po czym spojrzała na zaciśniętą w mojej pięści karteczkę.
- Po co chcesz się spotkać?- zapytałem.
- Musimy pogadać...- po tych słowach do klasy wpadł nauczyciel. Od razu po jego wejściu zaczęła się dosyć nudna lekcja. Przez całą lekcje wpatrywałem się jak Cora pisze coś w zeszycie, Allison szepta coś na cho Scott'owi, a Lucy pisze do kogoś sms'y. Przez chwilę poczułem jakby brakowało tutaj jakiejś części układanki. Była nim Lydia. Brakujący puzel w naszej paczce, który już nigdy nie wróci. Poczułem jak kręci mi się w głowie, a moje pięści zaciskając się na ławce. Spojrzałem na rozmazaną twarz nauczyciela, ale zaraz potem zacząłem odliczać. Z każdą kolejną liczbą klasa stawała się wyraźniejsza, a mój oddech bardziej wyrównany. Odetchnąłem z ulgą, wracając do książek. Po dzwonku ruszyłem w wyznaczone miejsce Cory. Chwilę stałem przy mojej szafce spoglądając na innych, którzy z zadowoleniem wychodzą ze szkoły. Nagle ją zauważyłem, szła korytarzem, w reku trzymając książki. Jej brązowe włosy lekko opadały na ramiona, a oczy wpatrzone były we mnie. Również podniosłem wzrok, czując na mnie jej spojrzenie.
- Stiles...nadal nie porozmawialiśmy o twoich snach.- powiedziała wpatrując się w moje drżące ręce.
- Są straszne, jakby...prawdziwe.- powiedziałem. Zauważyłem współczujący wzrok Cory, która teraz lekko potakiwała głową.- Budzę się z krzykiem, a zawsze śni mi się to samo. Lydia. Lydia, którą ja zabijam.- odparłem po chwili. Usłyszałem jak Cora wypuszcza powietrze, jakby wstrzymywała oddech.
- To straszne... ale co zrobić, żebyś nie miał tych koszmarów?- zapytała. Już chciałem odpowiedzieć, że gdybym wiedział pewnie bym się do tego zastosował, ale nic nie mówiłem. Spoglądałem w podłogę, niemalże widząc w niej swoje odbicie.
- Nie wiem.- powiedziałem.
- Może...musisz zapomnieć.- powiedziała łamiącym się głosem. Poczułem jak się do mnie zbliża, jedną ręką chwytając mnie za ramię. Odsunąłem od niej głowę, spuszczając wzrok.
- Przepraszam... nie mogę.- wybełkotałem. Poprawiłem swój plecak na ramieniu, po czym wyszedłem.
________________________________________
Wyszedłem ze szkoły, czując powiew zimnego powietrza. Na chwilę przymknąłem oczy, czując ukłucie w brzuchu. Nie chciałem urazić Cory, nie chciałem nikogo urażać. Ale jak mam tego nie robić? Tak bardzo bym chciał, żeby Lydia wróciła. Kiedy szedłem zatopiony we własnych myślach, wpadłem na kogoś. Ku mojemu zdziwieniu to Lucy, która właśnie się do mnie uśmiechała.
- Cześć Stiles. Coś nie tak, źle wyglądasz...- powiedziała z uśmiechem na twarzy. Przyjrzałem się jej brązowawym włosom i zielonym oczom. Były podobne do Lydii. 
- Nie...ja tylko, zastanawiałem się.- odpowiedziałem wymuszając uśmiech. Prawie nie znałem Lucy, ale ją lubiłem, na swój sposób. W końcu uratowałem ja kiedyś, to dzięki mnie dowiedziała się, że jest wilkołakiem... 
- Może...wyskoczymy gdzieś razem?- zapytała, a ja omal się nie udusiłem.
-Co?- zapytałem szerzej otwierając oczy. Lucy zaśmiała się, a potem poklepała mnie po ramieniu.
- Spokojnie. To tylko przyjacielskie wyjście. Może...do kina?- uśmiech znów pojawił się na jej twarzy. Moje kąciki ust uniosły się lekko pod górę. Może rzeczywiście powinienem iść...potrzebuję takiego oderwania się od rzeczywistości.
- W takim razie przyjdź po mnie o 19.- Lucy pomachała mi na pożegnania, po czym odeszła. Zrobiło mi się cieplej na duchu, po czym również odjechałem do domu. Tata już tam na mnie czekał z dobrym i ciepłym obiadem. Zjadłem dzisiaj więcej niż zwyczajnie, nawet wziąłem dokładkę. Miguel przyglądał mi się z rozszerzonymi ustami.
- Coś z tobą nie tak? Ostatnim razem kiedy tyle zjadłeś były święta.- mój kuzyn wziął szklankę soku i wziął solidny łyk. Zaśmiałem się z jego żartu, poczułem, że od dawna nie było mi tak dobrze. 
- Tato...mogę dzisiaj wyjść o 19?- zapytałem pełen nadziei, że się zgodzi.
- Jasne...idź.- mój tata ostatnio był dla mnie bardzo miły, może to dlatego, że tyle ostatnio przeszedłem. Pewnie ucieszył się, że zechciałem gdziekolwiek wyjść. Nie robiłem tego już od miesiąca. 
- Randka?- zapytał Miguel, z uśmiechem na twarzy. Nic nie odpowiedziałem.- Ha! Wiedziałem! Nasz mały Stiles w końcu się zakochał!- zaczął wrzeszczeć na całą kuchnię. "Byłem już zakochany..." chciałem powiedzieć, ale ugryzłem się w język myśląc, że zepsuję całą dobrą atmosferę, która rzadko teraz występowała w naszym domu. 
- Ty też byś mógł sobie kogoś znaleźć.- odparłem ze śmiechem w głosie.
- Jasne...nawet nie wiesz ile panienek ustawia się do mnie kolejkami.- powiedział z satysfakcją. Parsknąłem śmiechem, udając, że się duszę. 
- Jakoś ich nie widać.- odpowiedziałem. Resztę zjedliśmy w ciszy, czasem rzucając jakimś śmiesznym dowcipem. Widziałem, że mój tata też się uśmiecha. Po chwili jednak wstał od stołu i odszedł bez słowa do swojego biura. Bardzo dużo czasu tam spędzał, przeglądając jakieś sprawy. Spojrzałem na godzinę, zostało mi jeszcze tak dużo czasu do wyjścia, a ja nie miałem co ze sobą zrobić. Ja również wstałem z krzesła idąc w stronę biura mojego taty. Może powinienem z nim porozmawiać, dawno tego nie robiłem. Przejmowałem się tylko sobą, nie interesowało mnie czy ma on teraz jakieś problemy. Zapukałem lekko w drewniane drzwi, po czym wszedłem do środka. Nic się tutaj nie zmieniało już od paru miesięcy. Nawet zdjęcia na tablicy korkowej wydawały mi się już znajome. Podszedłem bliżej, siadając na jednym z foteli.
- Jak ci idzie praca?- zapytałem, opierając głowę o framugę fotela. Mój tata spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.
- Ostatnio słabo... Nie rozwiązałem żadnej sprawy odkąd...- nie dokończył zdania. Wiedziałem, ze chce powiedzieć "Odkąd znaleźli ciało Lydii". Kiwnąłem głową, po czym podszedłem bliżej. Zauważyłem jakieś zdjęcia. Przedstawiały rannego mężczyznę z zakrwawioną głową, jakby mocno się o coś uderzył. Wziąłem drugie zdjęcie, które było zrobione z drugiej strony. Od razu rzuciły mi się w oczy ślady pazurów.
- Nie powinieneś na to patrzeć.- mój tata wziął ode mnie obydwa zdjęcia. Westchnąłem po czym oparłem się o biurko.
- To sprawka wilkołaka...tylko jakiego? Peter znów próbuje zabijać?- zapytałam sam siebie. Musiałem powiadomić o tym Scott'a, chociaż on chyba miał dużo na głowie.
- Jeżeli tak, złapiemy go.- zapewnił szeryf.
- Tato, nie udało wam się go złapać ostatnim razem.- przypomniałem mu.- nie jest tak łatwo go wytropić. Jeżeli chcesz, mogę poprosić Derek'a...- mówiłem dalej, ale mój tata mi przerwał.
- Żadnych pomocy. Muszę poradzić sobie sam. Stiles...jeżeli teraz nie złapie Petera wyleją mnie z pracy.- powiedział łamiącym się głosem. Szerzej otworzyłem moje oczy, spoglądając na niego z ukosa.
- Nie mogą...przecież ty...- znów nie dokończyłem.
- Od ostatniego czasu nie dokończyłem żadnej z tych spraw.- wskazał na stertę papierów.
- Tym razem ci się uda. Zobaczysz, zrobimy to razem.- spojrzałem na niego. Uśmiechnął się do mnie lekko, jakby to wymuszając. Odwzajemniłem uśmiech, po czym podszedłem do drzwi. Już miałem otwierać klamkę, kiedy mój tata powiedział.
- Dzięki.

2 komentarze:

  1. Ym, no to tak, zacznę od przeprosin za to, że nie pojawiłam się z komentarzem pod poprzednim rozdziałem :') Przeczytałam, owszem, ale jak zwykle postanowiłam odłożyć sprawę skomentowania na później i przypomniało mi się, kiedy zobaczyłam nowy post :') Przepraszam :')
    Cora to się aż prosi, żeby ją trzasnąć po prostu... Myślałam, że bardziej mnie już zirytować nie może, a tu proszę. Z rozdziału na rozdział mam wrażenie, że jest coraz bardziej nachalna i upierdliwa, haha :'D
    Jest jeszcze Miguel, kolejny, któremu chyba dawno nikt nie przywalił... Czy on może przestać w końcu zachowywać się, jakby Lydia odprawiła Stilesa z kwitkiem i pojechała się lansować na Hawaje? :')
    I tu trzecie miejsce w kolejce do obicia pięknej buźki stoi Stiles c: Randka, powiadasz? Randka? Giń w piekle.
    No i Piotruś... Gdzie tego psychopatę znowu wcięło? :'D
    Wybacz, jakoś nie mam weny na komentarze, nie idzie mi ich pisanie :') W dodatku ten stydiowy fangirling, eff ;-; Tu więc zakończę, wspomnę jeszcze tylko, że mojego rozdziału można się chyba spodziewać w tym tygodniu, bo pisanie idzie do przodu c: Pozdrawiam i życzę weny <3

    ~ Arawis z keep-ya-far.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dziękuję ♥ Przepraszać nie musisz, bo i tak nie sprawdzałam komentarzy teraz xd A no...Cora mnie wkurza, może by ja tak uśmiercić? (przemyślę to)
      A i czekam na twój rozdział! Pisz szybkoo.

      Usuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony