Jej rude włosy lekko otulały moją twarz, oboje staliśmy na zielonej łące, pokrytej kwiatami i trawą. Słońce przygrzewało nasze twarze i ubrania. Moje ręce były na plecach Lydii, przyciskając ją lekko do siebie. Jej pocałunki były bardzo przyjemne, lekko muskały moje usta. Spojrzałem prosto w duże, zielone oczy, które wydawały się promieniować radością. W jednej chwili na jej twarzy, zauważyłem nieprzyjemny grymas. Całe otoczenie zmieniło się w przeciągu sekundy. Staliśmy w ciemnym lesie, słyszałem ciche krzyki i jęki. Zauważyłem jak dziewczyna upada, w moich rękach. Zauważyłem jak na moich rękach pojawia się jej krew, cieknąca prosto z brzucha. W swojej ręce zauważyłem lśniący nóż, który sam trzymałem. Jej oczy wydawały się być pełne lęku, słabości i strachu.
- To toja wina, Stiles.- dziewczyna wyszeptała to tak cicho, ale wszystko dokładnie usłyszałem.- zabiłeś mnie.- powiedziała, po czym upadła na zimną ziemię nadal krwawiąc.
Obudziłem się, cały roztrzęsiony. Moje ręce drżały pod kołdrą, a z moich pleców spływały pojedyncze kropelki potu. Otarłem czoło, widząc, że jestem u siebie w pokoju. Znów ogarnęła mnie pustka, której nie mogłem pozbyć się od tamtej nocy. Lydia śniła mi się dosyć często, jednak zawsze inaczej ginęła. Tym razem koszmar był naprawdę straszny, ponieważ zabiłem ją ja sam. Wyciągnąłem rękę, żeby zapalić moją lampkę nocną. Potem włączyłem telefon, który wskazywał 4;00. Powolnym i chwiejnym krokiem podszedłem do drzwi, żeby je uchylić. "Zabiłeś mnie..." przypomniały mi się słowa dziewczyny. Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Chwyciłem się pobliskiej ściany, żeby nie upaść. Na chwilę zamknąłem oczy, próbując się uspokoić. Kiedy udało mi się nieco stłumić emocje, powoli zszedłem na dół, zaświecając światło w kuchni. Nalałem sobie do szklanki trochę soku jabłkowego, kiedy zauważyłem, że w salonie świeci się światło. Po cichu podszedłem, żeby zobaczyć kto tam siedzi. Zauważyłem mojego tatę, który był zawalony papierami. Kiedy usłyszał moje kroki, zerwał się z miejsca, jakby się przestraszył.
- Nie śpisz?- zapytał ze zdziwieniem, wracając na swoje miejsce.
- Chciałem zapytać o to samo ciebie.- odparłem, podchodząc bliżej i sprawdzając co leży na stole.- Co to?- zapytałem, podnosząc jedno zdjęcie ze stołu.
- To raporty ze śmierci...
- Rozumiem.- odparłem szybko, widząc niewyraźne zdjęcie, przedstawiające rudą dziewczynę leżącą w lesie. Nastąpiła długa cisza, usiadłem obok mojego taty, który wydawał się być smutny. Nic nie powiedziałem, tylko przyglądałem się informacją, które zapisał. "Dziewczyna zginęła, po tym jak mężczyzna zaatakował ją nożem...". Przełknąłem wielką gulę w moim gardle, przypominając sobie ostre pazury Peter'a. Nie miałem zamiaru dalej czytać tych wszystkich zmyślonych historii, które zapisał mój tata. Niestety, nie mógł też napisać, że zabił ją wilkołak, który chciał stać się alphą. Od tego ataku minęły dwa tygodnia, ale za każdym razem, kiedy tylko przypomniałem sobie o głosie Lydii, moje serce kurczyło się.
- Mogę cię o coś zapytać?- odwróciłem się w stronę mojego taty, który nadal wpatrywał się w stolik. Po krótkim namyśle odłożył długopis i spojrzał na mnie.- Tamtej nocy...mogłem zrobić coś, żeby ona nadal...żyła?- zapytałem łamiącym się głosem. Mój tata nie odpowiedział, tylko uścisnął mnie mocno zaciskając ręce na moich plecach. Wtuliłem się w niego, czując jak z moich oczu spływają pojedyncze łzy.
- Zrobiłeś wszystko co mogłeś, Stiles.
------------------------------------------------------------------------------
Stałem pod drzwiami pedagoga w szkole, czekając aż pani Smith przyjdzie na umówione spotkanie. Zauważyłem Scott'a, który razem z Allison idą przez korytarz, oboje nie oddzywali się do siebie, a ich głowy spuszczone były w dół. Poczułem dosyć silny ścisk w żołądku, kiedy usłyszałem przekręcenie gałki w drzwiach. Wszedłem do dosyć jasnego pomieszczenia, w którym było mnóstwo kwiatów. Okno przykrywały beżowe firanki, na parapecie stała mała paprotka, a w rogu szafka z książkami. Na środku ustawiony był drewniany stół, z obydwóch stron ustawione było jedno krzesło. Zauważyłem jak pani Smith wskazuje ręką, abym usiadł na jednym z nich. Wykonałem rozkaz, po czym nerwowo stukałem palcem o blat stołu. Pani Smith była miłą kobietą o jasnej cerze, brązowych włosach sięgających do ramion oraz zielonkawych oczach. Ubrana w szerokie spodnie i beżowy żakiet, podobnego kolory co firanki, przysiadła teraz po drugiej stronie, przyglądając mi się uważnie. Usłyszałem, jak nasypała cukru do herbaty, a następnie podała mi ją. Wziąłem do ręki filiżankę, upiłem łyk słodkiego napoju, po czym odstawiłem go na stół.
- Jestem dzisiaj pierwszym gościem.- pani Smith zaśmiała się, opierając się o oparcie. Uśmiechnąłem się do niej, mimo iż nie miałem na to ochoty. Ta kobieta działała na mnie uspokajająco. - Co u ciebie? Dobrze się czujesz...?- zapytała, jakby prowadziliśmy tylko normalną rozmowę.
- Można tak powiedzieć.- odparłem, po czym upiłem drugi łyk herbaty.
- Czujesz się winny?- zapytała lekko ochrypłym głosem, kładąc ręce na blat stołu. Przez chwilę milczałem, zastanawiając się, co tak naprawdę czułem. Nie czułem się w pełni winny, ale nie mogłem mówić, że jestem niewinny. "Gdybym nie zostawił Lydii samej..." pomyślałem, po czym mocniej zacisnąłem pięści.
- Nie do końca.- odparłem smutnym i zmęczonym głosem. Pani Smith kiwnęła porozumiewawczo głową, po czym zaczęła mówić, o tym, jak można zapomnieć o swojej winie. O tym, że nikt nie powinien się zadręczać. O tym, że czasem tak się dzieje, że ludzie odczuwają winę, chociaż to nieprawda. Te same słowa słyszałem co tydzień, w jej gabinecie. Stopniowo przywykałem do tego, ze pani Smith trzyma tutaj tak dużo książek, znałem już każdy kąt w tym gabinecie. Mógłbym poruszać się tutaj nawet z zamkniętymi oczami. Zdałem sobie sprawę, że właśnie skończyła swoją przemowę, z której zrozumiałem tylko dwa słowa. "Wina" i "ludzie".
- Widzimy się za tydzień.- odparła. Szybko wstałem ze swojego miejsca, biorąc plecak z podłogi. Zarzuciłem go na plecy i wyszedłem na pełen uczniów korytarz. Ruszyłem w stronę swojej szafki, czując na sobie spojrzenia innych. Starając się ich ignorować, szukałem znajomej mi twarzy.
- Cześć Stiles.- prawie podskoczyłem, kiedy za moimi plecami rozległ się znajomy głos. Cora stała niewzruszona moją reakcją, uśmiechając się do mnie jednym z tych spojrzeń "To nie twoja wina". Nienawidziłem tego, gdy ktoś na mnie tak patrzył.
- Hej.- odburknąłem, prawie niedosłyszalnie.
- Jak u pani Smith? Ostatnio nie było cię w szkole, wiesz ile było zadań domowych.- ciągnęła, idąc ze mną korytarzem.- Muszę ci kogoś przedstawić, jeszcze nie zdążyłeś jej poznać.- odparła uśmiechając się. Nawet nie zauważyłem, kiedy chwyciła mnie za rękę, prowadząc w stronę szafek.
- To Stiles, a to Lucy. Pamiętasz? Znalazłeś ją kiedyś w szkole...W sumie była wtedy nieprzytomna.- Cora uśmiechnęła się. Rzuciłem w stronę dziewczyny badawcze spojrzenie, wydawała być się miła. Przypomniałem sobie tamtą noc w szkole, kiedy byłem z Lydią. Lucy uśmiechała się w moją stronę, trzymając w rękach książkę od matematyki.
- Pamiętam.- odparłem powoli. Cora dopiero teraz puściła moją rękę. Po paru minutach odszedłem z dziewczyną, ruszając w stronę klasy. Zanim jednak wszedłem, ciemnowłosa zatrzymała mnie, jednym ruchem ręki.
- Wszystko w porządku?- zapytała z zatroskaną miną.
- Nie...- odparłem. Czułem, ze teraz tylko Cora wydaje się w tym wszystkim być najnormalniejsza. Scott prawie ze mną nie rozmawiał, podobnie jak Allison, Kira i Malia. Zapewne nie wiedzieliby o czym mają ze mną porozmawiać. "Cześć Stiles, jak ci się żyje po tym dziewczynę zabił Peter?".
- Co się dzieje?- zadała kolejne pytanie. Nagle nad nami rozbrzmiał donośny dzwonek, świadczący o tym, że lekcja się zaczyna. Przypomniały mi się słowa Cory, przed tym całym incydentem. "Ja...ja...kocham cię!" .Wchodząc do klasy, odwróciłem się do niej i powiedziałem...
- Lydia mi się śni...
- To toja wina, Stiles.- dziewczyna wyszeptała to tak cicho, ale wszystko dokładnie usłyszałem.- zabiłeś mnie.- powiedziała, po czym upadła na zimną ziemię nadal krwawiąc.
Obudziłem się, cały roztrzęsiony. Moje ręce drżały pod kołdrą, a z moich pleców spływały pojedyncze kropelki potu. Otarłem czoło, widząc, że jestem u siebie w pokoju. Znów ogarnęła mnie pustka, której nie mogłem pozbyć się od tamtej nocy. Lydia śniła mi się dosyć często, jednak zawsze inaczej ginęła. Tym razem koszmar był naprawdę straszny, ponieważ zabiłem ją ja sam. Wyciągnąłem rękę, żeby zapalić moją lampkę nocną. Potem włączyłem telefon, który wskazywał 4;00. Powolnym i chwiejnym krokiem podszedłem do drzwi, żeby je uchylić. "Zabiłeś mnie..." przypomniały mi się słowa dziewczyny. Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Chwyciłem się pobliskiej ściany, żeby nie upaść. Na chwilę zamknąłem oczy, próbując się uspokoić. Kiedy udało mi się nieco stłumić emocje, powoli zszedłem na dół, zaświecając światło w kuchni. Nalałem sobie do szklanki trochę soku jabłkowego, kiedy zauważyłem, że w salonie świeci się światło. Po cichu podszedłem, żeby zobaczyć kto tam siedzi. Zauważyłem mojego tatę, który był zawalony papierami. Kiedy usłyszał moje kroki, zerwał się z miejsca, jakby się przestraszył.
- Nie śpisz?- zapytał ze zdziwieniem, wracając na swoje miejsce.
- Chciałem zapytać o to samo ciebie.- odparłem, podchodząc bliżej i sprawdzając co leży na stole.- Co to?- zapytałem, podnosząc jedno zdjęcie ze stołu.
- To raporty ze śmierci...
- Rozumiem.- odparłem szybko, widząc niewyraźne zdjęcie, przedstawiające rudą dziewczynę leżącą w lesie. Nastąpiła długa cisza, usiadłem obok mojego taty, który wydawał się być smutny. Nic nie powiedziałem, tylko przyglądałem się informacją, które zapisał. "Dziewczyna zginęła, po tym jak mężczyzna zaatakował ją nożem...". Przełknąłem wielką gulę w moim gardle, przypominając sobie ostre pazury Peter'a. Nie miałem zamiaru dalej czytać tych wszystkich zmyślonych historii, które zapisał mój tata. Niestety, nie mógł też napisać, że zabił ją wilkołak, który chciał stać się alphą. Od tego ataku minęły dwa tygodnia, ale za każdym razem, kiedy tylko przypomniałem sobie o głosie Lydii, moje serce kurczyło się.
- Mogę cię o coś zapytać?- odwróciłem się w stronę mojego taty, który nadal wpatrywał się w stolik. Po krótkim namyśle odłożył długopis i spojrzał na mnie.- Tamtej nocy...mogłem zrobić coś, żeby ona nadal...żyła?- zapytałem łamiącym się głosem. Mój tata nie odpowiedział, tylko uścisnął mnie mocno zaciskając ręce na moich plecach. Wtuliłem się w niego, czując jak z moich oczu spływają pojedyncze łzy.
- Zrobiłeś wszystko co mogłeś, Stiles.
------------------------------------------------------------------------------
Stałem pod drzwiami pedagoga w szkole, czekając aż pani Smith przyjdzie na umówione spotkanie. Zauważyłem Scott'a, który razem z Allison idą przez korytarz, oboje nie oddzywali się do siebie, a ich głowy spuszczone były w dół. Poczułem dosyć silny ścisk w żołądku, kiedy usłyszałem przekręcenie gałki w drzwiach. Wszedłem do dosyć jasnego pomieszczenia, w którym było mnóstwo kwiatów. Okno przykrywały beżowe firanki, na parapecie stała mała paprotka, a w rogu szafka z książkami. Na środku ustawiony był drewniany stół, z obydwóch stron ustawione było jedno krzesło. Zauważyłem jak pani Smith wskazuje ręką, abym usiadł na jednym z nich. Wykonałem rozkaz, po czym nerwowo stukałem palcem o blat stołu. Pani Smith była miłą kobietą o jasnej cerze, brązowych włosach sięgających do ramion oraz zielonkawych oczach. Ubrana w szerokie spodnie i beżowy żakiet, podobnego kolory co firanki, przysiadła teraz po drugiej stronie, przyglądając mi się uważnie. Usłyszałem, jak nasypała cukru do herbaty, a następnie podała mi ją. Wziąłem do ręki filiżankę, upiłem łyk słodkiego napoju, po czym odstawiłem go na stół.
- Jestem dzisiaj pierwszym gościem.- pani Smith zaśmiała się, opierając się o oparcie. Uśmiechnąłem się do niej, mimo iż nie miałem na to ochoty. Ta kobieta działała na mnie uspokajająco. - Co u ciebie? Dobrze się czujesz...?- zapytała, jakby prowadziliśmy tylko normalną rozmowę.
- Można tak powiedzieć.- odparłem, po czym upiłem drugi łyk herbaty.
- Czujesz się winny?- zapytała lekko ochrypłym głosem, kładąc ręce na blat stołu. Przez chwilę milczałem, zastanawiając się, co tak naprawdę czułem. Nie czułem się w pełni winny, ale nie mogłem mówić, że jestem niewinny. "Gdybym nie zostawił Lydii samej..." pomyślałem, po czym mocniej zacisnąłem pięści.
- Nie do końca.- odparłem smutnym i zmęczonym głosem. Pani Smith kiwnęła porozumiewawczo głową, po czym zaczęła mówić, o tym, jak można zapomnieć o swojej winie. O tym, że nikt nie powinien się zadręczać. O tym, że czasem tak się dzieje, że ludzie odczuwają winę, chociaż to nieprawda. Te same słowa słyszałem co tydzień, w jej gabinecie. Stopniowo przywykałem do tego, ze pani Smith trzyma tutaj tak dużo książek, znałem już każdy kąt w tym gabinecie. Mógłbym poruszać się tutaj nawet z zamkniętymi oczami. Zdałem sobie sprawę, że właśnie skończyła swoją przemowę, z której zrozumiałem tylko dwa słowa. "Wina" i "ludzie".
- Widzimy się za tydzień.- odparła. Szybko wstałem ze swojego miejsca, biorąc plecak z podłogi. Zarzuciłem go na plecy i wyszedłem na pełen uczniów korytarz. Ruszyłem w stronę swojej szafki, czując na sobie spojrzenia innych. Starając się ich ignorować, szukałem znajomej mi twarzy.
- Cześć Stiles.- prawie podskoczyłem, kiedy za moimi plecami rozległ się znajomy głos. Cora stała niewzruszona moją reakcją, uśmiechając się do mnie jednym z tych spojrzeń "To nie twoja wina". Nienawidziłem tego, gdy ktoś na mnie tak patrzył.
- Hej.- odburknąłem, prawie niedosłyszalnie.
- Jak u pani Smith? Ostatnio nie było cię w szkole, wiesz ile było zadań domowych.- ciągnęła, idąc ze mną korytarzem.- Muszę ci kogoś przedstawić, jeszcze nie zdążyłeś jej poznać.- odparła uśmiechając się. Nawet nie zauważyłem, kiedy chwyciła mnie za rękę, prowadząc w stronę szafek.
- To Stiles, a to Lucy. Pamiętasz? Znalazłeś ją kiedyś w szkole...W sumie była wtedy nieprzytomna.- Cora uśmiechnęła się. Rzuciłem w stronę dziewczyny badawcze spojrzenie, wydawała być się miła. Przypomniałem sobie tamtą noc w szkole, kiedy byłem z Lydią. Lucy uśmiechała się w moją stronę, trzymając w rękach książkę od matematyki.
- Pamiętam.- odparłem powoli. Cora dopiero teraz puściła moją rękę. Po paru minutach odszedłem z dziewczyną, ruszając w stronę klasy. Zanim jednak wszedłem, ciemnowłosa zatrzymała mnie, jednym ruchem ręki.
- Wszystko w porządku?- zapytała z zatroskaną miną.
- Nie...- odparłem. Czułem, ze teraz tylko Cora wydaje się w tym wszystkim być najnormalniejsza. Scott prawie ze mną nie rozmawiał, podobnie jak Allison, Kira i Malia. Zapewne nie wiedzieliby o czym mają ze mną porozmawiać. "Cześć Stiles, jak ci się żyje po tym dziewczynę zabił Peter?".
- Co się dzieje?- zadała kolejne pytanie. Nagle nad nami rozbrzmiał donośny dzwonek, świadczący o tym, że lekcja się zaczyna. Przypomniały mi się słowa Cory, przed tym całym incydentem. "Ja...ja...kocham cię!" .Wchodząc do klasy, odwróciłem się do niej i powiedziałem...
- Lydia mi się śni...
Witam się znów z wami już w drugim sezonie!
hm..rozdział trochę krótki, ale kolejne są już dłuższe.
Szczerze? Przestałam lubić Corę... nie wiem stała się
taka nachalna xd Jeżeli chcecie wiedzieć to w zakładce "Bohaterowie"
doszedł ktoś całkiem nowiutki i możecie to obczaić. A w zasadzie to
dwie osoby ^_^ Ale pojawią się troszeczkę później. Na razie skupię się
na żałobie Stiles'a...
czekam na kolejne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńJestem, jestem, jestem. Nie zapomniałam, nie przegapiłam, po prostu unikałam komentowania :') Przeczytałam zaraz jak dodałaś, ale nie mogłam się pozbierać. Sorrynotsorry, wciąż mam ochotę cię zabić c: Tylko wyobraź sobie ten ryk, te szczypiące oczy i te łzy, spływające mi po policzkach od pierwszego słowa rozdziału do ostatniego c: Masz to? Więc teraz cierp. Poczuj ten ból i poczucie winy c
OdpowiedzUsuńPod względem Stydii chyba nie mam co pisać, bo zabiłaś moje uczucia poprzednim rozdziałem c:
Ale, ale... Jest jeszcze Cora. Przestałaś ją lubić? No proszę, witaj w klubie :D Jestem tego samego zdania. Pamiętam jak cieszyłam się, że wprowadziłaś ją w swoje opowiadanie, a teraz... teraz mogę powiedzieć tylko "Giń, płoń, umieraj!" :D Sorrynot sorry again x'D
Ok, ja muszę kończyć, bo służba wzywa... No tak, anyway x'D Czekam na następny i pozdrawiam <3
~ Arawis z keep-ya-far.blogspot.com
Myślałam, że się obraziłaś i nigdy nie wejdziesz na mojego bloga :o Przepraszam...chociaż to chyba tutaj nic nie zmieni.
UsuńCora ssie XD Dziękuję za komentarz i czekam na rozdział od ciebie, który może kiedyś się pojawi ;_;