czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział XI


- Ten pocałunek...Stiles czemu mi nie mówiłeś?
- Lydia...ja...jeżeli cię uraziłem, to przepraszam. -odparłem trochę zmieszany całym zajściem. Jeszcze niedawno usłyszałem od Lydii, że chcę abyśmy się tylko przyjaźnili.
- Nie uraziłeś, to było całkiem...- szukała właściwych słów.- miłe.
Jednak zanim się odwróciłem, dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie i złożyła na moich ustach przyjemny pocałunek.
- Skoro Peter mordował ludzi...musimy go teraz znaleźć.
-Peter chce być Alphą...Będzie musiał mnie zabić, żeby nim zostać.
- Kolejne ciało zamordowane...nie mamy już czasu...


Rozdział XI
Reszta lekcji mignęła w zaledwie chwili, nim się obróciłem stałem na parkingu spoglądając na uczniów, którzy wychodzą roześmiani ze szkoły. Nigdzie nie dostrzegłem Scott'a, pewnie już dawno był w drodze do domu. Nagle zauważyłem jak Lydia idzie prosto w moją stronę. 
- Widzimy się jutro.- złożyła na moim policzku krótki, ale przyjemny pocałunek. Zanim dziewczyna odeszła, chwyciłem ją za rękę i odwróciłem w swoją stronę. Spojrzałem na jej duże, zielonkawe oczy. 
- My teraz jesteśmy...- nie dokończyłem pytanie, gdyż Lydia tylko szepnęła mi do ucha.
- Tak, jesteśmy parą.- poczułem jej oddech na mojej twarzy, po chwili widziałem już tylko jej  rudą głowę, która  kieruje się do swojego samochodu. Uśmiech sam wyskakiwał na mojej twarzy, kiedy myślałem, że Lydia teraz jest moja. "Ona mnie naprawdę kocha..." pomyślałem. Od lat walczyłem o to, żeby dziewczyna poczuła do mnie chociaż namiastkę tego uczucia. Nie mogłem uwierzyć...Lydia naprawdę mnie kocha! Z każdym kolejnym korkiem uświadamiałem to sobie coraz bardziej. Z prawej kieszeni wyjąłem kluczyki od samochodu, zaraz potem wsiadłem do niego i odpaliłem. Po paru minutach stałem przed moim domem, wszedłem na ganek, w którym kiedyś razem z moją mamą co sobotę czytaliśmy książki. Otworzyłem drzwi, które lekko zaskrzypiały.
- Eh...już od miesiąca mam wymieniać te zawiasy.- powiedział mój tata, widząc mnie na korytarzu.- Jak w szkole?- zapytał.

- Czemu mi nie mówiłeś, że kolejna osoba została zamordowana? Czy policja w ogóle próbuje szukać Petera?- rozbiłem całą przyjemną rozmowę, w zaledwie kilku chwil.
- To nie takie proste, jak ci się wydaje...- obrzucił mnie badawczym spojrzeniem. Nagle ze schodów zbiegł Miguel, który najwyraźniej już miał się dobrze. Rzucił mi jeden z tych swoich uśmieszków, po czym spiorunował nas wzrokiem.
- O czym gadacie?- zapytał idąc w stronę lodówki. Zauważyłem, jak wyciąga z niej karton z mlekiem, a zaraz potem bierze spory łyk.
- Dobra, idźcie się lepiej...pouczyć.- powiedział mój tata, wyganiając nas na górę. Razem z kuzynem pobiegliśmy po schodach do mojego pokoju. Szybko wklepałem w internecie jedno słowo "alpha". Byłem pewien, że wyskoczą mi ta bzdurne mity i bajki dla dzieci o wilkołakach, ale informacje zdawały się być naprawdę bardzo ciekawe. Miguel przyglądał i się, siedząc na moim tapczanie. "Przywódca wilkołaków, który pragnie zapanować nad swoim stadem..." odczytując kolejne zdania w jasnym monitorze, zaczynały boleć mnie oczy. Jednak nie przestawałem czytać. Nie wiem nawet jak, natrafiłem na stronie, w której dokładnie opisana była banshee. "Podobno kilku nieszczęśników, którzy spojrzeli banshee prosto w twarz, zmarło". Po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz, jednak starałem skupić się na tym, czego właściwie szukałem. Wklepałem hasło do internetu: "Jak z powrotem stać się alphą" Wyskoczyły mi różne stronki, opisujące dokładnie różne mity i legendy. Jednak jedno zdanie najbardziej zapadło mi w pamięć. "Utracony alpha, żeby powrócić do dawnych łask, musiałby zabić wielu ludzi, ale przede wszystkim alphę, który odebrał mu przywódctwo, albo kogoś kto jest dla niego szczególnie ważny". Wyłączyłem komputer, spoglądając na Miguela, który najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, co właśnie udało mi się odnaleźć. "Kogoś kto jest dla niego ważny." Ale kto to jest? Nie znałem Peter'a, tylko parę rozmów w czasie, kiedy czekałem na Derek'a. Może właśniue on jest dla niego ważny, a może ktoś inny. Cora?
-----------------------------------------------------------------------
- Przecież to Lydia!- Scott był zdziwiony, tym co wczoraj udało mi się odszukać.- Pamiętasz jak na balu...- nie dokończył zdania, widząc Allison, która szła w naszą stronę. Staliśmy przed szkołą, czkając na dzwonek. Dziewczyna uśmiechnęła się na nasz widok, a raczej na widok McCall'a.
- Lydia? Może nie...wydaje mi się, że to ktoś inny.- powiedziałem zflustrowany, nie dopuszczając do siebie tych myśli. Lydii mogłoby się coś stać, tak jak nam wszystkim
- Idziemy dzisiaj?- zapytała Allison, spoglądając na Scott'a.
- Gdzie?- zapytałem spoglądając na tą dwójkę.
- Na polowania.- Allison zaśmiała się po cichu, ale zaraz spoważniała.- Peter...- przypomniała mi.
- Lydia nie może iść z nami.- zaprotestowałem, widząc jej podjeżdżające tutaj auto. Rudowłosa wysiadła z niego i zaraz do nas podeszła, posyłając mi miły uśmiech. Stanęła obok nas, wpatrując się w każdego z osobna, jednak swój wzrok zawiesiła na moich oczach.
- Jaki jest plan?- zapytała swoim śpiewnym głosem. Znów przypomniał mi się fragment wyczytany dziś w internecie. Wszyscy staliśmy cicho, nikt nie chciał odpowiedzieć Martin. W końcu zebrałem się na odwagę, spojrzałem jej prosto w oczy.
- Nie możesz iść z nami...- powiedziałem łagodnym głosem, żeby jak najmniej zranić Lydię. Jednak ta nie zdawała sobie sprawy z wypowiedzianych przez mnie słów. Wiedziałem, że zemsta na Peterze byłaby dla niej ulgą, ale nie mogłem pozwolić na to, żeby coś się jej stało.
- Ale dlaczego?- dziewczyna wyprostowała się, wyciągając przed siebie podbródek.- Jestem odważna.- nadal mówiła, jej głos zmienił się na bardziej płaczliwy. Wyglądała teraz jak dziecko, któremu nie pozwalają zjeść kolejnego ciastka.
- Peter jest groźny...- przypomniała jej Allison.
-Skoro jest groźny, dlaczego wy wszyscy tam idziecie?-zapytała spoglądając na całą zebraną paczkę.- O której jedziemy?- rudowłosa nie przestawała narzekać. W końcu wszyscy ugięliąśmy się pod nią i umówiliśmy się na 17 tutaj przy szkole.
------------------------------------------------------------------------
Reszta lekcji minęła całkiem spokojnie, od czasu do czasu ktoś się zaśmiał, jak to zwykle bywa. Na każdej przerwie rozmawiałem z Lydią, albo ze Scott'em. Trening przeleciał dzisiaj bardzo szybko. Nawet straszne ćwiczenia zdawały się być dla mnie proste. Cały czas myślami błądziłem w dzisiejszym wieczorze, przewidując najgorsze scenariusze. Peter zawsze był nieprzewidywalny, bądź co bądź, ale bałem się go. Odkąd zamordował tylu ludzi w naszym mieście, nie miałem już do niego ani grama zaufania. Ale jak sześcioro nastolatków i Derek miałoby sobie nie poradzić z jednym Peter'em? A może ktoś z nim będzie? Przypomniał mi się poprzedni wieczór, w którym Peter'owi pomagało dwóch dosyć silnych i groźnym mężczyzn. Cora i Scott nie mogli sobie z nimi poradzić, dopiero gdy przyszedł Argent...wszystko poszło zgodnie z planem. Jednak Allison nie pozwoliłaby swojemu tacie znów narazić się na niebezpieczeństwo, sam zresztą też nie puściłbym mojego taty na pastwę jakiś wilkołaków.
- Czym się tak martwisz? Wszystko będzie dobrze...- usłyszałem łagodny głos Lydii, która stała obok mnie, gładząc ręką moje ramię.
- Wiem, ale nadal się martwię. O ciebie, Scott'a...o wszystkich.- powiedziałem odwracając się w jej stronę. Teraz staliśmy dokładnie na przeciwko siebie, a dzieliło nas tylko parę cali różnicy.
- Jesteśmy silni. Nie dam pokonać się jakiemuś Petero'wi.- Lydia uśmiechnęła się lekko. Wiedziałem, że mówi to aby mnie pocieszyć, ale w jej głosie słychać było zdenerwowanie. Nagle poczułem falę gorąca, kiedy zorientowałem się, że dziewczyna mnie pocałowała. Za każdym razem kiedy to się działo, moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze. Pocałunek jednak dosyć szybko przerwany został pojedynczym dzwonkiem. Westchnąłem, po czym ruszyłem w stronę klasy, chcąc aby ta przerwa była nieco dłuższa. Złapałem dziewczynę za rękę i poszedłem z nią w kierunku klasy.  Matematyka minęła mi całkiem szybko, nie licząc paru zaśnięć na ławce było całkiem ciekawie. Nauczyciel tłumaczył coś, co trafiało do mnie tylko w połowie, a potem znów myślałem...o Lydii. O jej długich, rudych włosach, o jej miękkich ustach i tych wszystkich pocałunkach. Przez chwilę poczułem jakbym znów mógł ją otulić i pocałować.
- Stilinki!- usłyszałem głośny krzyk nauczyciela. Zorientowałem się, że stoi nade mną ze srogą miną.- Skoro jesteś tak bardzo zmęczony...zostaniesz po szkole sprzątać...
- Tak wiem...salę biologiczną.- odburknąłem prawie niedosłyszalnie.
- Widzę, że już wszystko wiesz.- odparł nauczyciel, po czym wrócił do swoich poprzednich zajęć.
Po lekcjach chwilę stałem na korytarzu, czekając aż nauczyciel od biologi przyniesie mi klucz do sali. Jednak na korytarzu świeciło pustkami, jedyne co zauważyłem to sprzątaczka, które już też wychodziła. Była zadowolona, że dzisiaj to ja za nią posprzątam. Przysiadłem na podłodze zaraz obok drzwi, sprawdzając zegarek na ręce.
- Hej...- Cora stała nade mną, rzucając cień na moją twarz. Uniosłem głowę do góry, zdziwiony jej widokiem.
- A ty za co masz karę?- zapytałem unosząc jedną brew.
- Wdałam się w bójkę... mam karę już od jakiegoś tygodnia. Codziennie muszę zostawać po szkole.- powiedziała dziewczyna, zauważyłem jak kąciki jej ust wyginają się w uśmiechu.
- Bójkę?- zapytałem, chociaż było to dosyć podobne do Cory.- z kim?- zapytałem.
- Nawet nie znam jego imienia, to jakiś dupek.- powiedziała z wyrzutem, siadając obok mnie.- wkurzył mnie i tyle.- powiedziała. Pokiwałem głową, jakbym dokładnie rozumiał sytuację Cory. Przez chwilę panowała dosyć niezręczna cisza, która zdawała się ciągnąć wieki. Postukiwałem lekko palcem, o zimną wypolerowaną podłogę.
- Boisz się?- Cora nagle ją przerwała, wpatrując się we mnie. Przygryzłem dolną wargę, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Jak my wszyscy.- odparłem spokojnym głosem, jednak denerwowałem się.
- A co jeśli...komuś z twoich bliskich się coś stanie?- dziewczyna po raz kolejny zadała pytanie.
- A co jeśli nie?- również zapytałem.
- Nienawidzę jak odpowiadasz pytaniem, na pytanie.- Cora zaśmiała się, a zaraz potem odgarnęła z twarzy włosy. Przez chwilę nic nie odpowiadałem, zastanawiając się gdzie jest nauczyciel. Siedzieliśmy tu już dobre 10 minut, a jego nadal nie było.
- Gdzie jest ten głupi nauczyciel?- sam nie wiem kogo o to pytałem, samego siebie, czy może Corę, która zdawała się nie słuchać. Wpatrywała się prosto przed siebie, zatopiona we własnych myślach.- O czym myślisz?- moje pytanie najwyraźniej obudziło ją z tego głębokiego przemyślenia.
- A...to nic ważnego.- odburknęła krótka, oplatając swoje kolana rękoma.
- Coś nie tak?- ponownie zapytałem widząc niezadowolenie dziewczyny.
Cora jakby poprawiła swoje miejsce na podłodze, po raz kolejny próbując wygodnie się ułożyć. Wierciła się teraz niespokojnie, kołysząc w tą i z powrotem. Spojrzałem na nią, jednym z tych pytających spojrzeń.
- Masz już chyba wystarczająco dużo problemów...zresztą ignorowałeś mnie wcześniej, więc nie sądzę, że chcesz wiedzieć co się dzieje.- odpowiedziała pełnym westchnienia głosem. Zaraz potem wstała, wyprostowała się, zarzuciła swoje ciemne włosy do tyłu i odeszła w stronę drzwi. Szybko wstałem biegnąc za nią, nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Zaczekaj...- zawołałem, wyciągając do niej rękę, jakby to miało ją zatrzymać.- Co zrobiłem?- zapytałem ochrypłym głosem.
-Nie rozumiesz?! Przez cały czas próbowałam ci powiedzieć, że ja....ja...coś do ciebie czuję. - odpowiedziała oschłym tonem, odtrąciła moją rękę i wyszła z budynku. Nie rozumiejąc całej sytuacji, jak to możliwe żeby Cora była we mnie zakochana? Zawsze traktowała mnie, jak...kogoś bliskiego. Jednak nie myślałem, że to może być coś wiecej niż tylko przyjaźń. Tymczasem postanowiłem, że nic tu po mnie. Nauczyciel nie zjawiał się już od dłuższego czasu, a przecież niedługo mieliśmy wyruszyć na poszukiwanie Petera. A raczej...zabicie go...
------------------------------------------------------------------------
Wróciłem do domu, pełny zmęczenia i ulgi, którą poczułem wchodząc do znajomego pomieszczenia. Zrzuciłem torbę na bok i pobiegłem po schodach do góry. Ku mojemu zdziwieniu na óżku siedziała Lydia. Kiedy usłyszała moje kroki, odwróciła się w moją stronę.
- Co tutaj robisz?- zapytałem zdziwiony. Jednak podobało mi się to, że była blisko mnie, właśnie w tej chwili.
- Chciałam pobyć z tobą.- odparła. Podszedłem do niej, lekko się nachylając. Po chwili dziewczyna ułożyła się wygodnie na łóżku, a ja na niej. Poczułem jak jej ręce wędrują na moją szyję, delikatnie mnie tuląc. Uśmiechnąłem się, zamykając oczy. Przekręciliśmy się i to Lydia teraz leżała na mnie. Przyciągnąłem ją do siebie, lekko całując jej usta. Chciałbym, żeby ta chwila nigdy nie przemijała. Trwała wiecznie, ale niestety. Byliśmy umówieni na 17, żeby zrealizować nasz plan.
- Stiles?- szepnęła Lydia do mojego ucha.
- Tak?- zapytałam równie cicho.
- Nic nam się nie stanie...wiesz?- przez chwilę zastanawiałem się nad tym co powiedziała, ale w końcu odparłem krótko.
- Wiem.
------------------------------------------------------------------------
Ostatnią scenę dopisałam właśnie przed chwilą. Aw....jak słodko. 
To miał być ostatni rozdział, ale jednak będzie jeszcze jeden! 
Jakos za długo by to trwało, więc podzieliłam to na dwie częśći. 


5 komentarzy:

  1. O matko, matko, matko... blupblgpbrpbkyblpupblbupl... Dzisiaj co dziesięć minut sprawdzałam, czy aby przypadkiem nie dodałaś nowego rozdziału! :D
    Stydia... awww, no kuźwa awww! :D To urocze, super duper kjut po prostu! Chociaż szczerze, dziwnie się ich widzi w takiej jednoznacznej relacji, haha :D To chyba dlatego ja cały czas odwlekam zejście się Stydii u mnie w opowiadaniu... nie potrafiłabym pisać o nich w takich sposób. Zdałam sobie sprawę, że gdyby w serialu coś takie się stało, czułabym się dość niekomfortowo... ale mimo to i tak tego chce! :D Zobaczycie, jeszcze nadejdzie ten dzień, kiedy zobaczymy ich przed ołtarzem! :D Choćbym sama miała ich tam zaciągnąć, to się stanie, ok? (Taaak, ja nadal mam chore fantazje, co do ślubu Stydii i nie przechodzą nic a nic... jest tylko gorzej...) I ta ostatnie scena (mimo że zbyt niewinna... kuźwa więcej szekszu!)... dobra, jestem bliska zmienienia zdania... to akurat widzę... cholera, takie piękne, że chyba wolałabym nie widzieć, moje oczy kuźwa płoną! :D
    No i Cora, no wiesz, że ją lubię, co nie? c: Ale mówię: KUŹWA NIE! Precz! Precz, siło nieczysta! Nawet kuźwa nie próbuj wzbudzać w Stilesie jakiegoś kuźwa poczucia winy! Kuźwa! I tak kuźwa, lubię używać "kuźwa" zamiast przecinka, kuźwa...
    I tak, mam gdzieś kuźwa Petera! STYDIA. TO. KUŹWA. ŻYCIE.
    Ale teraz, teraz coś mnie kujnęło w oko... oj kujnęło... OSTATNI ROZDZIAŁ?! OSTATNI?! Znasz znaczenie tego słowa?! :o Nie! Jakim kuźwa cholernym prawem?! O cholera, cholera, cholera... Umieram, tak kuźwa, tak... umieram...
    Chyba przyszedł czas, aby się pożegnać. Tylko powiedz, że to nie jest Twój ostatni teen wolf'owy fanfic, bo chyba się rozryczę... Ostatni rozdział... no kuźwa w życiu się z tym nie pogodzę... Pozdrawiam <3 Oh matko... nie zasnę przez najbliższy tydzień, znowu... :c

    ~ Arawis z keep-ya-far.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aw...dziękuję ^_^ Twoje komentarze są tak pełne emocji! Huhu, mi też się dziwnie pisze o Stydii jako o...Stydii. To...dosyć dziwne. Nic się nie martw, drugi sezon powstaje już (tak, tak jestem w trakcie!) A co do ostatniego rozdziału, to powiem tylko, że będzie on...smutny? Końcówka załamuje psychicznie xd Sory, że z anonima ale mi się logować nie chce. A tak przy okazji...to na ciebie nakrzyczę, bo zbyt rzadko wstawiasz swoje rozdziały! Idź pisz, a nie mi tutaj komentujesz!!!

      ~ night hunter.

      Usuń
    2. *wpiepsza płatki kukurydziane* *próbuje krzyknąć z radości* *wszystko dookoła w płatkach*
      Mogłabyś wcześniej mówić, że będzie kolejna część, bo ludzi tylko o zawał przyprawiasz kuźwa x'D Smutny rozdział? Proszem powiedz, że ktoś umrze, proszem! Ja tak lubię, kiedy umierają *v* (no tylko nie Chris, on jest fajny, jak nie umiera)
      No ja wiem, że tak rzadko wstawiam, ale aż muszę się pochwalić, bo w końcu zaczęłam pisać plan na drugą część! *jeeej* Zostały w końcu tylko 3 rozdziały, a ja jeszcze nic nie miałam poukładane w głowie. Teraz sobie wszystko rozpisuję i wymyślam nowe sceny i układam po kolei i w ogóle taka frajda, cały czas mam jakieś nowe pomysły i mówię, będzie świetnie, już się nie mogę doczekać tych wszystkich stydiowych momentów, które wymyśliłam, bo są mega i awww! (geez, jakie rozentuzjazmowanie) Ale w sumie czeka mnie jeszcze masa pracy, bo nic się tam kupy nie trzyma x'D No i powymyślać więcej scen, bo w wątku Stydiowym oraz Beth i tego cholernego pierdyliardokąta mam wszystko pod kontrolą, tylko zostało mi trochę dopracowanie głównej intrygi i coś więcej z Malią i Derekiem, bo w tej części miałam ich trochę rozwinąć ;D Dlatego, weno, przybywaj! Ale będzie NIEŹLE, mówię Ci :D
      Jeju no! Nie mogę się doczekać tego wielkiego finału! :D

      Usuń
  2. Jejku! Naprawdę świetne! Jak zobaczyłam scenę Lydii i Stiles'a szerzej otworzyłam usta, myśląc że mi się przywidziało. Potem jednak patrzę na komentarz Arwis *nie to jednak prawda* Nie wierzę! Ale słodkooości *_* Chociaż jestem fanką Cory i jej kibicuję to cieszę się, że była ta scena *wynanie miłości* Ciekawie czy Stiles będzie miał okazje z nią porozmawiać w tym sezonie.... cieszę się, że będzie kolejny! Jejkuu już się nie mogę doczekać, jeszcze dwa dni o ile wstawisz prawidłowo czyli równo tydzień :D Ja jak zwykle swój spóźniony komentarz daje dopiero 5 dni po dodaniu rozdziału xd Sory, żadko wpadam na bloggera.
    ~Podwodna Nimfa

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka, przysięgam uroczyście że jak tylko znajdę wolną chwilę to zabiorę się za czytanie twojego opka, a tymczasem zapraszam do siebie :3 Oszczędzę spoilerujących wiele opisów i powiem tylko, że nieco inny od wszystkich fanfik Teen Wolf. http://sun-moon-true.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony