czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział V

- Przepraszam... nie chciałem ci tego mówić.
- Wiesz Stiles, wydaję mi się, że się zmieniłeś...- powiedział Miguel
- Cześć.- Cora stała za mną uśmiechając się.
- Coś ci się stało w nogę...- stwierdziłem unosząc jedną brew. Dziewczyna przewróciła oczami, po czym wyrwała mi się z uścisku. 
 No dobra, wczoraj poszłam z Derekie'm szukać Petera.- powiedziała trochę zmieszana
- Karteczki?- nauczyciel spojrzał na nas
-Oboje zostaniecie po lekcjach sprzątać salę biologiczną.
 Nagle usłyszałem trzask zamykanych drzwi. 
Nie obchodzi mnie czy to ci się podoba, czy nie, ale widząc te wszystkie zabójstwa, które ostatnio miały miejsce...nie pozwolę żebyś została ranna i bezsensownie kopała w drzwi, żeby dowieść swojej siły.- odetchnąłem z ulgą mówiąc jej to wszystko.
- Zamordowano ojca Allison....



Rozdział V
Siedziałem teraz w domu Derek'a w towarzystwie Cory, Lydii, Malii i Dereka. Spoglądaliśmy na siebie nerwowo nie wiedząc co powiedzieć, Derek ledwo co trzymał się na fotelu z założonymi rękami. Malia wyglądała na smutną, podobnie jak Lydia. Nie dziwię się jej, ojciec jej najlepszej przyjaciółki został zabity. Nadal nie docierało do mnie te słowa. Wydawało mi się, że tak dobrze umie się bronić, był wyszkolony, jednak siły nadprzyrodzone przeważnie zwyciężają ze zwykłym człowiekiem. Co chwila sprawdzałem telefon, żeby zobaczyć czy nie dostałem nowym wiadomości od Scott'a. Jednak nie zauważyłem niczego oprócz głupiego sms'a od taty: "Kiedy wrócisz do domu? Chcieliśmy razem z Miguelem zjeść kolację..." Schowałem komórkę do kieszeni chodząc w tą i z powrotem. 
- To nie może być możliwe... kto mógłby to zrobić?- zapytałem pozostałych, którzy nadal siedzieli zamknięci w sobie. 
W końcu Derek ruszył się z miejsca, westchnął głęboko. 
- Argentowie mają sporo wrogów, wbrew pozorom.- Derek spróbował być śmieszny i ironiczny. 
Zgromiłem go wzrokiem, widząc minę Lydii. 
- Może moglibyśmy jakoś go złapać, po zapachu?- tym razem powiedziała to Malia, natychmiast spojrzałem w jej stronę. - ale najpierw...musimy dostać się do ciała Chrisa.- dodała zaraz ściszając głos. Wiedziałem, że było to niewłaściwe, wkradać się do miejsca gdzie leży zmarły już Argent. Jednak...to jedyne nasze wyjście, ostatnie. 
- Allison nie może się o tym dowiedzieć, jasne?- powiedziałem z naciskiem na ostatnie słowo. Wszyscy pokiwali głowami, oprócz jednej osoby. Spojrzałem w stronę Lydii, która była przybita całą sytuacją. - Lydia?- zapytałem. Lekko kiwnęła głową, sam nie wiedziałem czy nie ma teraz ochoty powiedzieć o wszystkim Allison. Zapewne najlepiej gdybyśmy wcale tego nie zrobili. A co jeśli ten morderca będzie chciał zabić jego córkę? Derek zerwał się z miejsca i chwiejnym krokiem podszedł do drzwi, szybko jednak chwycił się bocznej ściany. Odwrócił głowę i spojrzał na nasze przestraszone i zdezorientowane twarze. Zauważyłem jak Cora śle mu przepraszające spojrzenie. 
- Malia i Cora pójdą ze mną, wy musicie czekać na jakieś wiadomości od Scotta.- powiedział spoglądając na mnie i na rudowłosą. Kiwnąłem głową patrząc jak reszta grupy wychodzi. Cora odwróciła się do mnie i posłała mi słaby uśmieszek. Zdziwiony jej zachowaniem usiadłem z powrotem na krześle, nie rozumiałem tej dziewczyny. Ku mojemu zdziwieniu Lydia powoli usiadła obok mnie chwytając za moją rękę. Podniosłem głowę do góry, widząc, że dziewczyna spogląda mi w oczy. Po jej dotyku moje ciało przeszyły dreszcze, zawsze się tak czułem pod wpływem jej dotknięcia. Zauważyłem, że po jej policzku spływa pojedyncza łza. Lydia wbiła wzrok w ziemię prawie się nie ruszając, na jej twarzy pojawiało się coraz więcej mokrych kropelek. 
- Nie mogę w to uwierzyć...- zaczęła ze smutkiem w głosie. Siedziałem tam, brakowało mi słów żeby coś powiedzieć, byłem zestresowany taką bliskością Lydii. Nigdy nie zachowywała się tak w mojej obecności, zwykle udawała pustą dziewczynę, której nie interesuje co się dzieje dookoła. Ale wiedziałem, że ruda jest tak naprawdę bardzo mądra i potrafiłaby wybrnąć nawet z najtrudniejszego problemu.
- Ja też nie...- w końcu wydobyłem z siebie te 3 słowa, które nie brzmiały zbyt pocieszająco. Myśl Siles! Obok ciebie siedzi dziewczyna, która ci się podoba!" krzyknąłem sam do siebie w myślach, czując gładką dłoń Lydii.
- Najbardziej szkoda mi Allison, straciła obojga rodziców. Jest załamana, a ja nie wiem jak ją pocieszyć.- westchnęła ze smutkiem ocierając mokry policzek. Miałem ochotę powiedzieć jej co do niej czuje, lecz ten moment wydawał mi się nieodpowiedni. Ja również martwiłem się o Allison, sam wiem jak to jest stracić rodzica, nie jest to wcale przyjemne uczucie. Czujesz...pustkę, nie dociera do ciebie nic, nie chcesz nikogo słuchać. Stajesz się być obrażonym na cały świat, który nie jest niczemu winny. Przestajesz z kimkolwiek rozmawiać, nawet z najbliższymi osobami, stajesz się być jedną wielką czarną dziurą, która nie chce otworzyć się przed innymi. Z rozmyśleń wyrwał mnie dosyć głośny dzwonek telefonu, wyciągnąłem go z kieszeni i nacisnąłem zieloną słuchawkę widząc, że dzwoni "Scott".
- Mamy problem...- stwierdził Scott. Był wyraźnie zdenerwowany, co można było usłyszeć nawet przez telefon.
- Jaki?- zapytałem zdziwiony, myślałem, że już nic nadzwyczajnego nie może się stać. Lydia wstała wsłuchując się dokładnie o czym rozmawiamy, ona także wyglądała na nieco zdenerwowaną.
- Ciało Argenta zniknęło.- powiedział słabym głosem. Wstrzymałem oddech, jednak po chwili usłyszałem w słuchawce głos Scott'a.- I Allison też.- dodał. Lydia zakryła usta dłonią, po czym drugą chwyciła mnie za rękę. - Idziemy jej szukać, mógłbyś z Lydią nam pomóc. Przeszukajcie szkołę, biuro Deaton'a a my przeszukamy las.- powiedział po czym się rozłączył. Spojrzałem na Lydię, której ręka zaczęła się trząść, dziewczyna spoglądała na podłogę nie oddzywając się. Spojrzałem jej prosto w oczy, podnosząc jej podbródek. Sam nie mogłem uwierzyć, w to co robię. Jeszcze nigdy nie odważyłem się czegoś takiego zrobić.
- Słuchaj...jeżeli mamy znaleźć Allison musisz nam pomóc. Nie poradzimy sobie bez ciebie.- powiedziałem dodając jej otuchy i chęci do odszukania naszej przyjaciółki. Lydia kiwnęła głową, po czym razem wyszliśmy z budynku. Wsiadłem do mojego samochodu, a zaraz za mną wsiadła Lydia. Cisnąłem gazu i wyjechałem z podjazdu. Kiedy jechaliśmy na dworze było już dosyć ciemno, dlatego trudniej było nam się rozglądać. Kierowałem się w stronę szkoły, mając nadzieję, że Allison tam będzie. Kiedy Scott poinformował mnie o całym zajściu nie wiedziałem co mam myśleć. Kto chciałby porwać ciało Argenta i Allison? To nie miałoby sensu. Widząc jak Lydia ma zamknięte oczy i myślami błądzi gdzieś indziej zjechałem na bok drogi, zatrzymałem się. Nagle otworzyła je i zaczęła głośno krzyczeć.
- Hej Lydia!- krzyknąłem przytrzymując dziewczynę na fotelu. Łzy pociekły z jej oczu, lecz stała się spokojniejsza.- Co odczułaś?- zapytałem po chwili, puszczając ją z objęcia.
- To takie dziwne uczucie...jakby...ktoś umarł, ale nie do końca.- powiedziała ze strachem w głosie. Czyżby chodziło o Allison. Chwyciłem za komórkę i napisałem wiadomość do Scott'a, potem włożyłem ją z powrotem do kieszeni. Poczułem zimny powiew wiatru, a moje całe ciało przeszyły nieprzyjemne dreszcze. Myślami błądziłem gdzieś indziej, miałem przed sobą obraz kogoś w czarnym ubraniu, wywlekającego martwe ciało Argenta. Lydia pstryknęła palcami przed moją twarzą, gwałtownie odwróciłem wzrok w jej stronę.
- Pojedziemy kiedyś do tej szkoły?- zapytała wskazując ręką na moje kluczyki, cały ten czas staliśmy na poboczu drogi. Ruszyłem samochodem i pojechałem ulicą w stronę szkoły, Scott mi nie odpisywał, może coś się stało? A może po prostu nie ma czasu, skoro biega po lesie szukając swojej byłej dziewczyny. Po 5 minutach byliśmy na miejscu, wysiadłem z samochodu trzymając w ręce kombinerki. Podszedłem do drzwi i otworzyłem zamek, razem z Lydią weszliśmy do środka. Na korytarzu było ciemno i cicho, nie było żadnych śladów tego, że ktoś mógłby tu być. Przynajmniej tak mi się wydawało, zaświeciłem latarkę i skierowałem ją na pobliskie szafki. Potem na drugą stronę, nic tam nie było. Zwyczajna szkoła, zwyczajne ściany, wszystko wydawało się być normalne. Skierowałem światło wzdłuż korytarza, ruszyłem naprzód robiąc ostrożne lecz duże kroki. Lydia szła tuż za mną, głośno oddychając. Czułem jej strach, ja też się bałem. Zawsze się boję, mimo iż robię to co do mnie należy. Niespodziewanie usłyszeliśmy krzyki, spojrzałem na rudowłosą dziewczynę, która zamarła w bezruchu. Ale to nie był krzyk Allison, ani nikogo kto wydawał mi się być znany. Ruszyłem przed siebie, robiąc ciche kroki. Szedłem w stronę dobiegających odgłosów, kiedy jednak dziewczyna nie przestawała krzyczeć przyspieszyłem kroku. Lydia złapała mnie za rękę, odwróciłem się w jej stronę.
- Nie wiem czy to dobry pomysł...- powiedziała.
- A jeżeli ktoś potrzebuje pomocy?- zapytałem szeptem.
- A co jeżeli to dwa wilkołaki bijące się gdzieś w sali gimnastycznej.- syknęła.
- A co jeśli nie?- odparłem najciszej jak tylko potrafiłem.
Przestaliśmy rozmawiać, kiedy odgłosy ucichły. Usłyszałem jakieś kroki, które zmierzają w moją stronę. "Morderca" pomyślałem, chwyciłem Lydię za rękę i wbiegłem razem z nią do klasy, która znajdowała się obok. Zaczęło kręcić mi się w głowie, traciłem nad sobą kontrolę. Moje oddechy stawały się coraz głośniejsze, przysiadłem na ziemi nie widząc co dzieję się obok.
- To...atak....atak...paniki.- wysapałem cicho. Lydia była przerażona, nie wiedziała co ma zrobić, jeśli ktoś by nas teraz usłyszał, byłoby po nas. Jednak dziewczyna opanowując narastające w niej zdenerwowanie usiadła obok mnie chwytając za moją rękę. Czułem narastający ból w głowie, przed oczami miałem tylko migoczące światło latarki, które w jednym momencie zgasło. Usłyszałem niewyraźne szepty Lydii, jednak nie mogłem nic usłyszeć. W końcu dotarło do mnie, że jeżeli teraz się nie pozbieram możemy zginąć. Złapałem się za głowę zamykając oczy, próbowałem się uspokoić. W końcu normalnie słyszałem już Lydię.
- Licz ze mną...- powtarzała jakby upewniając się, czy aby na pewno wiem o co jej chodzi.- Jeden...dwa..- mówiła powoli- Trzy...cztery...- dodała po chwili, widząc jak się uspokajam.
- Pięć...- wysapałem resztkami sił.- Sześć...Siedem...- mówiłem po kolej licząc swoje oddechy.
- Dobrze ci idzie, licz dalej.- nie przestawała Lydia.
- Dziewięć...Dziesięć...- powiedziałem równocześnie z dziewczyną. Odetchnąłem głęboko otwierając oczy, dokładnie wiedziałem gdzie się znajduje, słyszałem jak moje odbicia mojego serca stają się coraz rzadsze i cichsze. Nasłuchując, czy osoba nadal znajduje się na korytarzu, chwyciłem za latarkę, która leżała na ziemi. Włączyłem ją z powrotem. Oświetlając całą klasę, kiedy zorientowałem się, że nikogo nie słychać wstałem i chwyciłem za klamkę. Lekko uchyliłem drzwi, rozejrzałem się w obydwie strony. Ciężko było mi coś dojrzeć, jednak człowieka chyba bym zauważył. Po cichu wyszedłem z klasy, a zaraz za mną Lydia. Spojrzałem na nią wystraszonym wzrokiem, ona miała podobny.
- Jeżeli chcesz możesz tu poczekać.- nadal miałem ściszony głos.
- Oszalałeś, nie zostanę tutaj sama.- odparła.
Razem ruszyliśmy w głąb korytarza, zaglądaliśmy do każdej klasy po kolej szukając dziewczyny, która przeraźliwie krzyczała. Być może już nie żyła...pomyślałem, lecz szybko odgoniłem myśl z mojej głowy skupiając się na jej odnalezieniu. Nacisnąłem klamkę z jednej klasy, drzwi zaskrzypiały. Zacisnąłem zęby, po czym szybko otworzyłem. W środku było ciemno, jednak w mroku coś zauważyłem. Poświeciłem latarką w tamtym miejscu, na ziemi leżała dziewczyna. Umalowana krwią, przewrócona na prawy bok. Podbiegłem do niej dając latarkę rudowłosej. Miała liczne zadrapania na rękach i nogach, przykucnąłem przy niej i nachyliłem się.
- Ona żyje...- powiedziałem odsuwając głowę. 



________________________________________________

Kolejny rozdział już jest! :3 
Dziękuję za komentarze i bla bla bla.... No to lubicie takie trochę kryminalne scenki? Jak myślicie gdzie podziała się Allison i ciało jej ojca? 
Kto jest mordercą? Ja wiem, ale wam nie powiem xd Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba, szczerze mi się tylko końcowa scena ze szkołą przypadła do gustu. Reszta jest trochę taka nużąca i nieciekawe opisy są. Zauważyliście nowy wygląd bloga? Trochę się namęczyłam, ale myślę, że ujdzie na biede XD Naprawdę już od jakiś 5 miesięcy nie otwierałam photoshopa, żeby cokolwiek tam zrobić. Dzisiaj było to tak na spontana.

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział IV

W poprzedniej części...
- Nie wiem jak to uruchamiać, nie umiem tego kontrolować tak jak Scott. To przychodzi samo.
 zobaczyłem napis "conversions".
- Co to oznacza?- zapytała mnie Lydia. 
- Czekaj... to słowo. Wiem co oznacza- powiedziałem triumfalnie przypominając sobie ostatnią lekcję łaciny.- zamiana.- powiedziałem po chwili.
 - Derek zaginął.- powiedziałem.
 Kiedy twarz mężczyzny odwróciła się do nas, wiedziałem już kto to jest.
- Derek?- zapytałem podbiegając.
- Jak mogłeś?! Nie rozumiesz...to są moi przyjaciele! Mój dom! Mój sekret! Mój samochód! Nie masz tutaj nic do robienia!
 Właśnie otwierałem usta, żeby go przeprosić kiedy Miguel wybiegł z domu
- Halo?- jego głos był stłumiony przez samochód.
- Chyba wiem gdzie może być Miguel- powiedziałem po czym się rozłączyłem.


Rozdział IV
Po tym jak dowiedziałem się gdzie jest Miguel ruszyłem w stronę jej domu, w stronę domu Lydi. Jedyna osoba, którą tutaj znał na tyle dobrze żeby do niej iść. Nie licząc Scott'a, była już 10 wieczorem a ja nadal nie przygotowany do szkoły chodziłem to do szpitala, to do domu Lydi. Zapukałem do dosyć dużych białych drzwi, otworzyła mi pani Martin. Uśmiechnęła się na mój widok, ale kiedy zauważyła policjanta za moim plecami trochę się wystraszyła.
- Coś się stało?- zapytała zdenerwowana. 
- Czy jest tutaj może mój kuzyn...Miguel?- zapytałem. Pani Martin pokiwała głową i zaraz zawołała go na dół. Zauważyłem jak po schodach schodzi wysoki blondyn z bardzo poważną miną. Kiedy tylko mnie zauważył stanął w miejscu jak wryty i nie chciał ruszyć dalej. Jeszcze przez chwilę go namawiałem żeby ze mną porozmawiał, aż w końcu się zgodził. Byliśmy już wszyscy w samochodzie, odwróciłem się w stronę Miguela, który wpatrywał się w jedno miejsce przed sobą ,tak jakby nie widział mnie, ani nikogo kto znajdował się w aucie.
- Przepraszam... nie chciałem ci tego mówić.- powiedziałem ze smutkiem i żalem w głosie. Ze zdziwieniem jak Miguel uśmiecha się do mnie, wybaczył mi bardzo szybko, co mnie uszczęśliwiło. Kiedy dojechaliśmy do domu, odrobiłem lekcje i poszedłem spać.

***
Ranem czułem się jak nowo narodzony, jakbym spał jakieś 10 godzin, ale było to tylko 5. Wychodząc z pokoju zauważyłem Miguela, który właśnie chciał wejść do łazienki. Kiedy usłyszał moje kroki, odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy. Kiedy na niego spoglądałem, przypominało mi się jak na niego nawrzeszczałem. W pewnym momencie znów zrobiło mi się przykro, chociaż wiedziałem, że kuzyn już mi wybaczył. 
- Wiesz Stiles, wydaję mi się, że się zmieniłeś...- powiedział Miguel z taką pewnością siebie, jakby to co mówił było pewne jak to, że Święty Mikołaj nie istnieje. 
- Jestem starym Stiles'em- odpowiedziałem z glupkowatą miną.
- Pamiętasz jak kiedyś robiliśmy żarty cioci Clarze?- zaśmiał się Miguel. Na mojej twarz też pojawił się uśmiech, który przywołał obraz w mojej głowie. Przedstawiał idelnie ubraną i umalowaną ciocię Clarę, która z dumną miną siedziała przy stole. I dwóch małych chłopców siedzących pod stołem i szykujących kolejny plan, żeby zezłościć ciotkę. Jednak tam myśl dosyć szybko ulotniła się z mojej głowy.
- Jeśli pokazałbym się jej teraz na oczy, chybaby mnie zabiła.- zaśmiałem się. W mojej głowie znów przypomniały mi się jego słowa "zmieniłeś się". Ale czy aby na pewno? Mogę tylko powiedzieć, że jestem rozsądniejszy, nic poza tym. Ludzie przez całe życie doświadczają takich zdarzeń, które mogą ich zmienić. Ja doświadczam ich prawie codziennie. Nie każdy rankiem budzi się z lękiem, że może kolejna bliska mu osoba nie żyje, lub jest w kłopotach. Miguel nic ni wiedział, o tym jak naprawdę żyje od jakiś 2 lat. Może ta długa rozłąka uświadomiła mu, że jestem teraz innym człowiekiem. Po moich dosyć długich rozmyśleniach poszedłem na dół, mój tata jak zwykle siedział już przy stole z kanapkami czekającymi na mnie i mojego kuzyna. Wepchnąłem jedną z nich w całości do buzi, mój tata spojrzał na mnie z obrzydzeniem.
- No co?- powiedziałem z zapchanymi ustami. Do kuchni wszedł Miguel spoglądając na mnie i się śmiejąc.
- Chyba jednak nic się nie zmieniłeś.- zaśmiał się po czym wziął do ręki jedną z kanapek. Po śniadaniu razem z kuzynem wsiedliśmy do niebieskiego jeep'a i pojechaliśmy do szkoły.
***
Kiedy dojechaliśmy na miejsce szkoła wyglądała tak, jak zazwyczaj. Była szra, ponura, tak jak każda szkoła w każdym małym miasteczku.  Założyłem swoją torbę na plecy i ruszyłem w kierunku drzwi. Rozglądając się szukając znajomej mi twarzy, jednak nie zauważyłem nikogo oprócz trenera i kilku innych nauczycieli. Powoli poszedłem ze swoim kuzynem w stronę drzwi, na korytarzu każdy poszedł w inną stronę. Podszedłem do swojej szafki, nagle usłyszałem za sobą czyiś głos.
- Cześć.- Cora stała za mną uśmiechając się. Miała parę książek w ręce, wyglądała na zadowoloną z tego, że chodzi do szkoły, w przeciwieństwie do mnie. Odwzajemniłem uśmiech, spoglądając na dziewczynę. Zauważyłem, że wszystkie twarze na korytarzu zwrócone były w naszą stronę. Cora wyglądała, jakby się tym nie przejmowała. 
- Prawie zapomniałem, że będziesz chodzić do szkoły.- odparłem, po czym ruszyliśmy w stronę klasy od matematyki. Widząc, że dziewczyna dziwnie kuśtyka złapałem ją za prawą rękę, zatrzymując ją. Spojrzała na mnie zaskoczona, prawie upuszczając książki z rąk. 
- Coś ci się stało w nogę...- stwierdziłem unosząc jedną brew. Dziewczyna przewróciła oczami, po czym wyrwała mi się z uścisku. 
- To...nic takiego.- odpowiedziała. Chciała ruszyć dalej, lecz znów chwyciłem ją za nadgarstek. Błagalnie na mnie spojrzała, lecz pokręciłem głową.- No dobra, wczoraj poszłam z Derekie'm szukać Petera.- powiedziała trochę zmieszana. Spojrzałem na nią nie dowierzając, "Jak to Petera?!". Przecież Derek ostatnim razem kiedy go widziałem był na pół żywy. 
- Cora, przecież wiesz, że Derek jest ranny!- wykrzyknąłem, ale dziewczyna ruchem ręki szybko mnie uciszyła. Wyciągnąłem bezradnie ręce, oczekując jakiejś sensownej odpowiedzi. Jeszcze raz przyjrzałem się ciemno-włosej. Dopiero teraz, na jednym z policzków można było dostrzec małą bliznę. Cora widząc, że na nią spoglądam zakryła ją ręką. 
- Uparł się, że go znajdzie. Namawiałam go żeby został....ale nie chciał mnie słuchać. Nie mogłam go puścić samego, dlatego poszłam z nim.- opowiedziała mi, skracając całą historię. W osłupieniu spoglądałem na nią, morderczym wzrokiem.
- Przecież coś mogło wam się stać...- przypomniałem jej o ostatnich wydarzeniach. 
- Od kiedy się o nas tak martwisz? - odparła z dezaprobatą, wydarła swoją rękę i odeszła szybkim krokiem. Stałem na korytarzu, patrząc prosto przed siebie. Nagle usłyszałem za sobą kroki, odwróciłem się gwałtownie. Zauważyłem Scott'a, który uśmiechał się do mnie. Sam nie wiem dlaczego, było tak dużo problemów...a Scott zawsze był zadowolony. Razem z wilkołakiem poszedłem na lekcję matematyki. Zauważyłem Corę, szybko zająłem miejsce obok niej. Spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem. "Ta dziewczyna jest dosyć specyficzna" pomyślałem spoglądając na Corę, która wyglądała na obrażoną. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nic jej nie zrobiłem. Podrzuciłem jej karteczkę z zapisem "Nie wiem co się stało, ale jakbyś zapomniała to ja uratowałem twojego brata". Spojrzałem na nauczyciela, który odwrócony był do tablicy i pisał coś na niej zawzięcie. Rzuciłem karteczką, trafiając idealnie na stolik Cory. Kątem oka zauważyłem jak dziewczyna sięga po nią i powoli czyta. Napisała coś na niej i odrzuciła z powrotem.
- Karteczki?- nauczyciel spojrzał na nas. Cała klasa odwróciła się w naszą stronę zaczynając chichotać pod nosem. - Oboje zostaniecie po lekcjach sprzątać salę biologiczną. Macie się stawić.- powiedział ostrym tonem, po czym wrócił do pisania na tablicy. Cora obrzuciła mnie gniewnym spojrzeniem. Spojrzałem na swój stolik, na której leżała karteczka. Otworzyłem ją, zauważyłem słowa "Ty go nie uratowałeś, znalazłeś go... każdy inny mógłby to zrobić. Jesteś tylko człowiekiem, więc tak naprawdę nie mógłbyś zrobić nic. Choćbyś wiedział gdzie jest." Czasem Cora wydawała mi się być naprawdę sceptyczna. Nie rozumiałem jej zakochania, raz była dla mnie miła jak aniołek, ale czasem zachowywała się tak jakbym był jej odwiecznym wrogiem. Zgniotłem kartkę w pięści sięgając po długopis wpisałem do zeszytu notatki z tablicy. Pozostałe lekcje minęły całkiem szybko, szedłem przez korytarz w stronę sali biologicznej. Zauważyłem Corę, stała przed drzwiami z założonymi rękoma. Spojrzała na mnie, jednak szybko odwróciłem wzrok. Razem weszliśmy do pomieszczenia, stając przed nauczycielem, na którego twarzy gościł zły uśmieszek.
- Zrobił pan to specjalnie?- zapytałem spoglądając na klasę. Była brudna od różnych chemikali.
- Nie, 1 klasy miały dzisiaj doświadczenia. Niestety nie udało im się ich wykonać.- powiedział z podstępnym wyrazem twarzy. Machnął ręką wskazał mopy i wiadra stojące w rogu sali.- Tutaj macie kluczyk, zamknijcie salę po skończeniu.- powiedział rzucając w moją stronę srebrny klucz. Złapałem go jedną ręką wkładając do kieszeni od spodni. Razem z dziewczyną chwyciliśmy mopy i zabraliśmy się do szorowania podłóg. Przez chwilę panowała grobelna cisza, co chwila nerwowo przygryzałem język. Po cichu podszedłem do wiadra i zamoczyłem w nim mop, Cora przyglądała mi się z uwagą. Wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, jednak żeby zgrywać niedostępną siedziała cicho. Nagle usłyszałem trzask zamykanych drzwi, gwałtownie obróciłem głowę o jakieś 160 stopni. Zauważyłem, że drzwi są zatrzaśnięte. Podbiegłem do nich, próbując otworzyć. Nerwowo szarpałem klamkę, nagle poczułem dotyk czyjejś ręki na ramieniu.
- Masz przecież kluczyk w kieszeni.- Cora zaśmiała się cicho zdejmując swoją dłoń.
- Ta...pamiętałem, tylko chciałem sprawdzić czy...zresztą nieważne.- odparłem trochę zakłopotany. Włożyłem rękę do kieszeni i chwyciłem kluczyk. Od razu włożyłem go do otworu i spróbowałem przekręcić. Jednak nic się nie działo, zorientowałem się, że drzwi są zablokowane z drugiej strony. Spojrzałem na Corę, która wyglądała na zdenerwowaną.
- Odsuń się.- powiedziała.
- Co?- zapytałem kompletnie zdezorientowany.
- To co powiedziałam, odsuń się.- powtórzyła z większym naciskiem.
Nim się zorientowałem dziewczyna mocno kopnęła drzwi nogą, jednak zatoczyła się do tyłu jęcząc z bólu. Przytrzymałem ją w pasie, Cora jednak wyrwała się z uścisku i spróbowała jeszcze raz.
- Przestań! Jesteś ranna!- krzyknąłem wystraszony, że coś może jej się stać. Widząc jak dziewczyna nadal próbuje chwyciłem ją za obydwie ręce i bardzo mocno przytrzymałem. Słysząc jej głośny oddech nieco rozluźniłem nacisk.
- Sama umiem o siebie zadbać.- powiedziała  zimnym głosem.
- Słuchaj...- zacząłem. Byłem tak zdenerwowany zachowaniem Cory, że miałem ochotę jej przywalić.- Nie obchodzi mnie czy to ci się podoba, czy nie, ale widząc te wszystkie zabójstwa, które ostatnio miały miejsce...nie pozwolę żebyś została ranna i bezsensownie kopała w drzwi, żeby dowieść swojej siły.- odetchnąłem z ulgą mówiąc jej to wszystko.
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć kiedy na korytarzu usłyszeliśmy czyjeś kroki. Wstrzymałem oddech napinając wszystkie mięśnie w moim ciele. Stałem nieruchomo obok Cory, słysząc jej przyspieszone bicie serca. Nagle do klasy wszedł nauczyciel, widząc dwójkę nastolatków wystraszonych prawie na śmierć podbiegł do nich.
- Co się stało? Drzwi były zablokowane...- zaczął nauczyciel.
- Zatrzasnęły się przypadkowo- powiedziała pospiesznie Cora, która nadal była zdenerwowana.
Po tym wszystkim nauczyciel stwierdził, że mogą wrócić do domu. Stiles wsiadał właśnie do swojego jeep'a, kiedy dojechałem do domu zauważył Scott'a czekającego na mnie przed domem.  Podszedłem do niego kładąc swój plecak obok.
- Co jest?- zapytałem przyjaciela, który wyjątkowo się nie uśmiechał.
- Kolejne zabójstwo.... - powiedział tylko tyle.
- Kto został zamordowany?- zapytałem czekając na jakąś odpowiedź. Modliłem się żeby nie był to nikt dobrze mi znany.
Scott trochę się wahał zanim zaczął mówić, przygryzł dolną wargę i kurczowo ścisnął pięści.
- Zamordowano ojca Allison....


__________________________________________________
Ten rozdział przyszedł mi do napisania z ogromnym trudem.
Na początku nie miałam na niego pomysłów, a potem pomyślałam 
"A tam, uśmiercę kogoś..." No i padło na niego :c 
Tak wiem, krótki! Przepraszam, ale mam już fajny pomysł, który
nie będzie zrealizowany w następnym odcinku tylko trochę później ;) 
Ogólnie to jak wam się podoba Cora&Stiles? 
Kurczę, miała być Stydia a nie było jeszcze ani razu. 
Muszę coś wymyślić i to szybko! Obiecuję następny rozdział będzie 
przesłodzony tą parą *_*
Najlepsze jest to, że ja znam już przebieg dalszych 4 części a wy nadal stoicie przy tej :D 


piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział III

W poprzedniej części...
- Będę chodzić do szkoły.- Coraz uśmiechnęła się
 To dziwne, czyżby Derek'a nie było w środku? Ani Petera? Nikogo kto mógłby jej otworzyć.
Dotarliśmy już do mojego domu, w kuchni na szafce zauważyłem jakieś papiery, dotyczace popełnieniu 2 morderstw w bardzo podobny sposób.
Ciała miały ślady pazurów wbitych obok szyi
Odwróciłem się i zauważyłem na oknie dziwny ślad, przypominający kilka kresek łączących się ze sobą w gwiazdę.
- Co to oznacza?- zapytałem. Cora odwróciła się i spojrzała na okno.
- Derek potrzebuje pomocy.- powiedziała Cora
- Derek nie tylko jest w niebezpieczeństwie...
chcą go zabić

Rozdział III
Nie wiedziałem co robić, Derek był w wielkim niebezpieczeństwie a ja stałem tutaj z Lydią patrząc w jakąś głupią książkę. Derek nie był mi obojętnym człowiekiem, może nie okazywał tego, że w jakiś sposób mnie lubi lecz czułem że jestem mu potrzebny. Bardziej jednak martwiłem się o Corę. Nie wiedziałem czy, zapach kurtki Derek'a był na tyle silny, żeby mogli go wyczuć. Spoglądałem raz na rudowłosą dziewczynę, a raz na mojego kuzyna Miguela, który najwyraźniej był przerażony całą sytuacją. Nie bardzo wiedział o czym mówimy i był zdezorientowany. 
- Odwiozę cię do domu Miguel- powiedziałem sięgając do kieszeni po kluczyki od samochodu.Mój kuzyn poszedł za mną i wsiadł do jeep'a, Lydia również to zrobiła. Kiedy pozbyliśmy się już Miguela zostaliśmy sami w moim samochodzie. 
- Czy tylko mnie zastanawia gdzie jest Peter?- zapytałem trochę zmieszany, nadal odczuwałem żal do Lydii. Niestety, ona nie zdawała sobie z tego sprawy więc jak zwykle była obojętna.- mogłabyś się skupić i użyć tych swoich mocy żeby wyczuć coś?- zapytałem nie wiedząc jak sformułować wypowiedź. Dziewczyna spojrzała na mnie po czym zamknęła oczy, wyglądała na naprawdę skupioną w swoich myślach. W tym co ją otaczało, nagle otworzyła powieki i spojrzała przez okno.
- Nie wiem jak to uruchamiać, nie umiem tego kontrolować tak jak Scott. To przychodzi samo.- stwierdziła, nie wyglądała na ani trochę zaniepokojoną. Zupełnie nie wiem jak potrafiła skrywać swoje wszystkie emocje. 
- Po prostu TO zrób! Kiedyś będziesz musiała się nauczyć to kontrolować!- krzyknąłem nie myśląc co robię. W końcu zdałem sobie sprawę z tego co zrobiłem. Lydia spoglądała na mnie, była jakby wystraszona i trochę niespokojna. - Ja...przepraszam...- zacząłem mówić spuszczajac wzrok najniżej jak potrafię. 
- To...moja wina- nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć. Nastąpiła niezręczna cisza, która całe szczęście nie trwała zbyt długo.- możemy pojechać w spokojniejsze miejsce? Do mojego domu?- zapytała, od razu ruszyłem samochodem w stronę domu dziewczyny.Kiedy byliśmy już na miejscu wszedłem zaraz za nią do jej pokoju. Zdałem sobie sprawę, że może nie warto? Lydia jest piękna, mądra i idealna ale kiedy próbuję powiedzieć jej co czuję, mój żołądek skręca się w mały rulonik i nie potrafię wydukać nawet najprostszych dwóch słów. Ona też nie pokazuje tego, że jej na mnie zależy. Może po prostu odpuszczę? Tyle, ze za każdym razem kiedy ją widzę, kiedy z nią rozmawiam moja miłość do niej odradza się na nowo i nie potrafię zapomnieć o Lydii. Z moich zamyśleń oderwał mnie dźwięk zatrzaskujących się drzwi. Dziewczyna podeszła do biurka i oparła się o nie spoglądając na mnie. 
Lydia nagle dziwnie zaczęła się kołysać z zamkniętymi oczami. Podeszłem do niej, ale ona chwyciła ołówek, szybko przysunąłem jej kartkę na której mogłaby coś zapisać. Spoglądałem w oczekiwaniu na jej rękę poruszającą się strasznie wolno po kartce. Kiedy oderwała ołówek od papieru leżącego na biurku zobaczyłem napis "conversions".
- Co to oznacza?- zapytała mnie Lydia. 
- Nie, nie wiem...- odpowiedziałem.- zadzwonię do Scotta i mu powiem.- dodałem szybko wybierając jego numer w telefonie. Po rozmowie z Alphą dowiedziałem się, że nie znaleźli żadnego tropu Dereka, ale za to znaleźli coś jeszcze... kolejne zabite ciało Scott opisał je jako zadrapane pazurami. 
- Czekaj...zadrapane pazurami? Mówiłeś, ze twój tata ostatnio znalazł dwa takie- powiedziała dziewczyna.
- Podsumowując mamy kolejnego zabójcę, tym razem wilkołaka....- powiedziałem powoli skupiając się na każdym słowie. - Lydia?- zacząłem trochę niepewnie.
- Tak?- odwróciła się do mnie, spojrzała mi prosto w oczy, wtedy poczułem dziwne uczucie. Jakby wszystko wokół mnie się już nie liczyło, tylko ta dziewczyna stojąca przede mną i czekająca na choćby jedno słowo, które powiem. Już miałem to zrobić, byłem bardzo blisko...ale jak zwykle skleiłem tylko parę niewyraźnym słów.
- Przepraszam za tamto w samochodzie- powiedziałem spuszczając głowę.
- Nic się nie stało. Może masz rację, powinna uczyć się to kontrolować, wtedy wszystko stałoby się prostsze- Lydia nieśmiało uśmiechnęła się do mnie. Nagle coś sobie przypomniałem.
- Czekaj... to słowo. Wiem co oznacza- powiedziałem triumfalnie przypominając sobie ostatnią lekcję łaciny.- zamiana.- powiedziałem po chwili. Lydia spojrzała na mnie a potem przez chwilę się zastanawiała.
- Powinniśmy chyba iść do domu, odpocząć. Jutro szkoła.- przypomniała mi, zauważyłem na jej szyi łańcuszek z jej imieniem. Był bardzo ładny, ale nie przypominałem sobie żeby Lydia miała go kiedykolwiek na sobie.
- Skąd go masz?- zapytałem wskazując na miejsce,w którym wisiorek układał się na szyi zielonookiej.
- Twój kuzyn mi kupił, jest bardzo ładny- uśmiechnęła się. Po tym co mi powiedziała wyszedłem z jej domu i pojechałem samochodem do siebie. Kiedy byłem na miejscu zauważyłem Miguela, który siedział na kanapie w salonie. Szybkim krokiem ruszyłem w jego stronę, byłem naładowany energią i złością. Nienawidziłem go za to co zrobił, chociaż wiem że tak naprawdę nie chciałem go urazić. Miguel kiedy mnie zauważył wstał, trochę zaniepokojony moją miną.
- Jak mogłeś?! Nie rozumiesz...to są moi przyjaciele! Mój dom! Mój sekret! Mój samochód! Nie masz tutaj nic do robienia!- wykrzyczałem mu to prosto w twarz, do pokoju wszedł mój tata, który wszystko słyszał. Zrobiło mi się strasznie głupio, Miguel był, był moim kuzynem. Bardzo go lubię, nie powinienem mu tego mówić. Właśnie otwierałem usta, żeby go przeprosić kiedy Miguel wybiegł z domu. Słyszałem jak zapala samochód i wyjeżdża z podjazdu. Spojrzałem na mojego tatę, którego wzrok oznaczał dokładnie "teraz musisz go poszukać".
- Musisz jechać ze mną- powiedziałem rzucając mu jedną z latarek.
- Dlaczego? To nie ja krzyczałem na niego...- odpowiedział.
- Bo Miguel wziął mój samochód, więc pojedziemy twoim.- odpowiedziałem. Mój tata zaraz wyciągnął kluczyki od samochodu szeryfa. Wsiadłem obok miejsca kierowcy i ruszyliśmy. Jechaliśmy teraz przez jakiś ciemny las, z obydwu stron wyłaniała się tylko ciemność. Kurczowo trzymałem latarkę w ręku, a w drugiej telefon mając nadzieję, że Miguel odezwie się do mnie. Ostatnie wydarzenia trochę mnie wystraszyły i wolałbym żeby nikt teraz nie był sam w Beacon Hiils. Nagle zauważyłem bardzo ciemną postać na środku jezdni, poruszał się strasznie powoli kulejąc. Wyglądał trochę jak chodzący zombie. Mój tata gwałtownie zachamował kiedy zobaczył go na drodze. Moja pierwsza myśl "Miguel.." Modliłem się jednak żeby to nie była prawda, wysiadłem z samochodu i biegłem ile sił w nogach do człowieka. Mój tata był tuż za mną, czasem wydawało mi się że jest sprawniejszy ode mnie.  Kiedy twarz mężczyzny odwróciła się do nas, wiedziałem już kto to jest.
- Derek?- zapytałem podbiegając, chwyciłem go za ramię, mój tata zrobił to samo po drugiej stronie. Wilkołak wyglądał jakby zaraz miał stracić świadomość, jednak nie chciałem żeby to się stało. Był trochę ciężki, razem zaciągneliśmy go pod samochód. Włożyliśmy go na 3 tylne miejsce, podwinąłem jego nogi do góry, ponieważ nie mieścił się w aucie. Potem zamknąłem drzwi od samochodu. Wyciągając telefon z kieszeni zauważyłem okrwawioną rękę, przetarłem ją o koszulkę na której pojawiła się czerwona smuga. Zadzwoniłem do Cory, dziewczyna dosyć szybko odebrała. Ulżyło mi kiedy usłyszałem jej głos w słuchawce.
- Znalazłem Dereka- wykrztusiłem wreszcie, usłyszałem głośne westchnięcie. Uśmiech sam powstał na mojej twarzy, jednak patrząc na zdenerwowanego tatę w samochodzie pokazałem mu, że za chwilę przyjdę.
- Nic mu nie jest? Gdzie jesteś? Mogę ci pomóc...- mówiła tak szybko, że trudno było ją zrozumieć.
- Spokojnie, teraz jest pod opieką szeryfa. Przyjedź do szpitala, zaraz tam będziemy- powiedziałem po czym się rozłączyłem. Wsiadłem do samochodu i jeszcze raz spojrzałem na Derek'a, teraz nieco mnie krwawił. Zauważyłem jak jego rana zaczyna się goić. Mój tata jechał strasznie szybko, dlatego po 5 minutach byliśmy w szpitalu. Zauważyłem Corę, która stała pod drzwiami wejściowymi i czekała na nasz przyjazd. Kiedy zobaczyła wóz szeryfa podbiegła i spojrzała na Derek'a. Po chwili wszyscy byliśmy już w środku, a Derek leżał na jednym ze szpitalnych łóżek. Spoglądałem na tykający zegarek i na drzwi od pokoju wilkołaka. Potem przenosiłem wzrok na tatę, zupełnie zapomnieliśmy o tym kogo tak naprawdę szukaliśmy.
- Musisz pojechać poszukać Miguela, sam wiesz ile ostatnio było morderstw w okolicy- powiedziałem do swojego taty.
- Nie jedziesz ze mną?- zapytał mnie robiąc zdziwioną minę. Bardzo chciałbym jechać, przeprosić Miguela za wszystko co mu powiedziałem, może faktycznie Lydia naprawdę go kocha, a nie mnie?
- Powinienem zostać z Corą, nie chcę żeby była sama- powiedziałem, mój tata od razu zrozumiał bo wyjął kluczyki z kieszeni a potem wyszedł. Zauważyłem jak lekko uśmiecha się do Melisy. Usiadłem na jednym z krzeseł rozmyślając o tym wszystkim, ciekawiło mnie gdzie przez ten cały czas był Derek... dlaczego nigdzie nie ma Peter'a? Kto morduje ludzi? I dlaczego to robi? Jak jutro wytłumaczę się nauczycielom, że nie zrobiłem ani jednego zadania domowego? Z moich rozmyśleń wyrwała mnie Cora, która lekko uśmiechając się podeszła do mnie bliżej. Wstałem robiąc krok do przodu, nie wiem po co to zrobiłem. Teraz staliśmy jakoś dziwnie blisko siebie. Czułem prawie każdy jej oddech, zauważyłem też jej piękne duże oczy i zatroskaną buzię z jasną cerą. Jej włosy lekko opadały na ramionach co sprawiało, że była jeszcze ładniejsza, podniosła głowę lekko do góry żeby spojrzeć mi w oczy.
- Co z nim?- zapytałem trochę zdezorientowany. Odsunąłem się lekko od Cory a ona wbiła wzrok w ziemię. Ta niezręczna chwila była bardzo dziwna i wolałbym...chociaż chciałbym ją powtórzyć. Nigdy nie zastanawiałem się co tak naprawdę łączyło mnie z Corą. Zawsze uważałem ją jako dobrą koleżankę, chociaż ostatnio nasze więzi stały się jeszcze mocniejsze. Skoro ma chodzić z nami do szkoły, będę ją coraz częściej widywał.
- Wszystko dobrze, lekarze mówią że z tego wyjdzie- powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Czy mówił ci...kto go porwał?- zapytałem.
- Jest strasznie zmęczony... cały czas śpi- odparła brunetka po czym usiadła na krześle. Nie odezwałem się teraz do niej, spoglądałem teraz jak prawie zasypia na krześle.
- Może lepiej by było gdybyśmy oboje poszli do domów?- zapytałem. Cora zgodziła się, po tym jak powiedziałem, że Melissa zaopiekuję się Dereki'em lepiej niż kimkolwiek innym. Zauważyłem, że dziewczyna strasznie troszczy się o swojego brata. To jedyna osoba, która jej została, nie licząc Peter'a. którego gdzieś wywiało. Szybko wybrałem numer do mojego taty.
- Halo?- jego głos był stłumiony przez samochód.
- Chyba wiem gdzie może być Miguel- powiedziałem po czym się rozłączyłem.



______________________________________________________________

Muszę przyznać, że jak na mnie to dosyć długi rozdział.
Wiem! Kiedyś zabijecie mnie za te końcówki.
No to kłótnia Miguela i Stiles'a. Lubicie Corę? 
Chcę podziękować za wszystkie miłe komentarze pod ostatnim rozdziałem <3
Jest ich coraz więcej ;) 
~~Kolorowa Dziewczyna 








Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony