sobota, 28 marca 2015

Rozdział IV

- Co chcą mi zrobić? Czarownik? Przecież to...niedorzeczne.- Scott mówił pełnym napięcia głosem. Właśnie staliśmy w szkole, czekając na dzwonek, który oznajmiłby pierwszą lekcję. Cora stała oparta o szafkę, wpatrując się w Scott'a.
- Też tak myślę. Dobra...trzeba coś zrobić.- powiedziała Cora, która dopiero teraz się odezwała.
- Co masz na myśli?- zapytałem.
- Trzeba pilnować Scott'a, musimy cię bronić.- odpowiedziała po chwili. Nagle rozbrzmiał głośny dzwonek, cała nasza trójka ruszyła korytarzem do klasy. Lekcje mijały szybko, aż do pewnego momentu. Ponownego spotkania z panią Smith- moją psycholog. Miałem już tego dosyć, nie byłem nienormalny. Moje sny przyprawiały mnie o dreszcze i były nieco dziwne, ale nie nienormalne. Pani Smith przyszła dzisiaj wyjątkowo wcześnie, więc od razu otworzyła mi drzwi i uśmiechnęła się do mnie promiennie. Na stoliku stały dwie filiżanki, z których unosiła się para. Rozsiadłem się na fotelu, widząc znajome otoczenie. Chciałbym jak najszybciej wyjść, mieć to już za sobą, nie słuchać pani pedagog, ani jej pouczeń.
- Jak u ciebie? Zauważyłam, że ostatnio dobrze sobie radzisz.- pani Smith jak zwykle wydawała się być miła i troskliwa, ale trochę nachalna. Ale w końcu to jej praca, a ja jestem pogubionym uczniem, który musi do niej przychodzić.
- Przyjaciele mi pomagają.- odburknąłem prawie niedosłyszalnie.
- To dobrze.... a coś się zmieniło, od śmierci Lydii?- zapytała. Spojrzałem na nią nerwowo, ale potem spuściłem wzrok na ziemię.
- Nie.- przeszedł mnie dreszcz na myśl o moich strasznych snach. Od pewnego czasu przed nikim nie umiałem się otworzyć, tylko Corze powiedziałem o moich snach. Wyrwałem się z myśli, znów spoglądając na panią Smith.
- Widzę, że dzisiaj nic mi nie powiesz.- uśmiechnęła się, po czym wstała. Zrobiłem to samo i poszedłem w kierunku drzwi, zabierając z podłogi mój plecak. Zarzuciłem go na jedno ramię i wyszedłem, żegnając się z panią pedagog. Na korytarzu chodziło dużo uczniów, wszyscy byli roześmiani i pogodni. Dokuczali sobie nawzajem, śmiejąc się z tego. Włożyłem do uszu słuchawki i poszedłem wzdłuż zatłoczonego korytarza. Chciałem jak najszybciej dostać się do mojej szafki, żeby zdążyć na lekcje. Właśnie w momencie, w którym tam doszedłem rozbrzmiał się głośny dzwonek. Westchnąłem, po czym otworzyłem niebieskie drzwiczki. Na podłogę zleciała mała karteczka. Schyliłem się, by ją podnieść.
Spotkajmy się dzisiaj po szkole,
przy twojej szafce.
Cora
Ścisnąłem karteczkę w ręku, następnie wyjąłem parę książek i udałem się do klasy. Przez całą przerwę nigdzie nie mogłem dostrzec twarzy Scott'a. Miałem nadzieję, że Cora jest przy nim, albo Allison. Nie możemy pozwolić, żeby coś mu się stało. I pomyśleć, że jeszcze dwa dni wcześniej nie wierzyłem w czarowników. Wchodząc do klasy, zauważyłem, że mój przyjaciel siedzi na swoim miejscu. Obok niego roześmiana Allison, a z tyłu Cora, która wpatrywała się w zeszyty. Nauczyciela jeszcze nie było, więc mieliśmy chwilę by porozmawiać. Usiadłem obok brunetki, która na mój widok uniosła głowę. Uśmiechnęła się lekko, po czym spojrzała na zaciśniętą w mojej pięści karteczkę.
- Po co chcesz się spotkać?- zapytałem.
- Musimy pogadać...- po tych słowach do klasy wpadł nauczyciel. Od razu po jego wejściu zaczęła się dosyć nudna lekcja. Przez całą lekcje wpatrywałem się jak Cora pisze coś w zeszycie, Allison szepta coś na cho Scott'owi, a Lucy pisze do kogoś sms'y. Przez chwilę poczułem jakby brakowało tutaj jakiejś części układanki. Była nim Lydia. Brakujący puzel w naszej paczce, który już nigdy nie wróci. Poczułem jak kręci mi się w głowie, a moje pięści zaciskając się na ławce. Spojrzałem na rozmazaną twarz nauczyciela, ale zaraz potem zacząłem odliczać. Z każdą kolejną liczbą klasa stawała się wyraźniejsza, a mój oddech bardziej wyrównany. Odetchnąłem z ulgą, wracając do książek. Po dzwonku ruszyłem w wyznaczone miejsce Cory. Chwilę stałem przy mojej szafce spoglądając na innych, którzy z zadowoleniem wychodzą ze szkoły. Nagle ją zauważyłem, szła korytarzem, w reku trzymając książki. Jej brązowe włosy lekko opadały na ramiona, a oczy wpatrzone były we mnie. Również podniosłem wzrok, czując na mnie jej spojrzenie.
- Stiles...nadal nie porozmawialiśmy o twoich snach.- powiedziała wpatrując się w moje drżące ręce.
- Są straszne, jakby...prawdziwe.- powiedziałem. Zauważyłem współczujący wzrok Cory, która teraz lekko potakiwała głową.- Budzę się z krzykiem, a zawsze śni mi się to samo. Lydia. Lydia, którą ja zabijam.- odparłem po chwili. Usłyszałem jak Cora wypuszcza powietrze, jakby wstrzymywała oddech.
- To straszne... ale co zrobić, żebyś nie miał tych koszmarów?- zapytała. Już chciałem odpowiedzieć, że gdybym wiedział pewnie bym się do tego zastosował, ale nic nie mówiłem. Spoglądałem w podłogę, niemalże widząc w niej swoje odbicie.
- Nie wiem.- powiedziałem.
- Może...musisz zapomnieć.- powiedziała łamiącym się głosem. Poczułem jak się do mnie zbliża, jedną ręką chwytając mnie za ramię. Odsunąłem od niej głowę, spuszczając wzrok.
- Przepraszam... nie mogę.- wybełkotałem. Poprawiłem swój plecak na ramieniu, po czym wyszedłem.
________________________________________
Wyszedłem ze szkoły, czując powiew zimnego powietrza. Na chwilę przymknąłem oczy, czując ukłucie w brzuchu. Nie chciałem urazić Cory, nie chciałem nikogo urażać. Ale jak mam tego nie robić? Tak bardzo bym chciał, żeby Lydia wróciła. Kiedy szedłem zatopiony we własnych myślach, wpadłem na kogoś. Ku mojemu zdziwieniu to Lucy, która właśnie się do mnie uśmiechała.
- Cześć Stiles. Coś nie tak, źle wyglądasz...- powiedziała z uśmiechem na twarzy. Przyjrzałem się jej brązowawym włosom i zielonym oczom. Były podobne do Lydii. 
- Nie...ja tylko, zastanawiałem się.- odpowiedziałem wymuszając uśmiech. Prawie nie znałem Lucy, ale ją lubiłem, na swój sposób. W końcu uratowałem ja kiedyś, to dzięki mnie dowiedziała się, że jest wilkołakiem... 
- Może...wyskoczymy gdzieś razem?- zapytała, a ja omal się nie udusiłem.
-Co?- zapytałem szerzej otwierając oczy. Lucy zaśmiała się, a potem poklepała mnie po ramieniu.
- Spokojnie. To tylko przyjacielskie wyjście. Może...do kina?- uśmiech znów pojawił się na jej twarzy. Moje kąciki ust uniosły się lekko pod górę. Może rzeczywiście powinienem iść...potrzebuję takiego oderwania się od rzeczywistości.
- W takim razie przyjdź po mnie o 19.- Lucy pomachała mi na pożegnania, po czym odeszła. Zrobiło mi się cieplej na duchu, po czym również odjechałem do domu. Tata już tam na mnie czekał z dobrym i ciepłym obiadem. Zjadłem dzisiaj więcej niż zwyczajnie, nawet wziąłem dokładkę. Miguel przyglądał mi się z rozszerzonymi ustami.
- Coś z tobą nie tak? Ostatnim razem kiedy tyle zjadłeś były święta.- mój kuzyn wziął szklankę soku i wziął solidny łyk. Zaśmiałem się z jego żartu, poczułem, że od dawna nie było mi tak dobrze. 
- Tato...mogę dzisiaj wyjść o 19?- zapytałem pełen nadziei, że się zgodzi.
- Jasne...idź.- mój tata ostatnio był dla mnie bardzo miły, może to dlatego, że tyle ostatnio przeszedłem. Pewnie ucieszył się, że zechciałem gdziekolwiek wyjść. Nie robiłem tego już od miesiąca. 
- Randka?- zapytał Miguel, z uśmiechem na twarzy. Nic nie odpowiedziałem.- Ha! Wiedziałem! Nasz mały Stiles w końcu się zakochał!- zaczął wrzeszczeć na całą kuchnię. "Byłem już zakochany..." chciałem powiedzieć, ale ugryzłem się w język myśląc, że zepsuję całą dobrą atmosferę, która rzadko teraz występowała w naszym domu. 
- Ty też byś mógł sobie kogoś znaleźć.- odparłem ze śmiechem w głosie.
- Jasne...nawet nie wiesz ile panienek ustawia się do mnie kolejkami.- powiedział z satysfakcją. Parsknąłem śmiechem, udając, że się duszę. 
- Jakoś ich nie widać.- odpowiedziałem. Resztę zjedliśmy w ciszy, czasem rzucając jakimś śmiesznym dowcipem. Widziałem, że mój tata też się uśmiecha. Po chwili jednak wstał od stołu i odszedł bez słowa do swojego biura. Bardzo dużo czasu tam spędzał, przeglądając jakieś sprawy. Spojrzałem na godzinę, zostało mi jeszcze tak dużo czasu do wyjścia, a ja nie miałem co ze sobą zrobić. Ja również wstałem z krzesła idąc w stronę biura mojego taty. Może powinienem z nim porozmawiać, dawno tego nie robiłem. Przejmowałem się tylko sobą, nie interesowało mnie czy ma on teraz jakieś problemy. Zapukałem lekko w drewniane drzwi, po czym wszedłem do środka. Nic się tutaj nie zmieniało już od paru miesięcy. Nawet zdjęcia na tablicy korkowej wydawały mi się już znajome. Podszedłem bliżej, siadając na jednym z foteli.
- Jak ci idzie praca?- zapytałem, opierając głowę o framugę fotela. Mój tata spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.
- Ostatnio słabo... Nie rozwiązałem żadnej sprawy odkąd...- nie dokończył zdania. Wiedziałem, ze chce powiedzieć "Odkąd znaleźli ciało Lydii". Kiwnąłem głową, po czym podszedłem bliżej. Zauważyłem jakieś zdjęcia. Przedstawiały rannego mężczyznę z zakrwawioną głową, jakby mocno się o coś uderzył. Wziąłem drugie zdjęcie, które było zrobione z drugiej strony. Od razu rzuciły mi się w oczy ślady pazurów.
- Nie powinieneś na to patrzeć.- mój tata wziął ode mnie obydwa zdjęcia. Westchnąłem po czym oparłem się o biurko.
- To sprawka wilkołaka...tylko jakiego? Peter znów próbuje zabijać?- zapytałam sam siebie. Musiałem powiadomić o tym Scott'a, chociaż on chyba miał dużo na głowie.
- Jeżeli tak, złapiemy go.- zapewnił szeryf.
- Tato, nie udało wam się go złapać ostatnim razem.- przypomniałem mu.- nie jest tak łatwo go wytropić. Jeżeli chcesz, mogę poprosić Derek'a...- mówiłem dalej, ale mój tata mi przerwał.
- Żadnych pomocy. Muszę poradzić sobie sam. Stiles...jeżeli teraz nie złapie Petera wyleją mnie z pracy.- powiedział łamiącym się głosem. Szerzej otworzyłem moje oczy, spoglądając na niego z ukosa.
- Nie mogą...przecież ty...- znów nie dokończyłem.
- Od ostatniego czasu nie dokończyłem żadnej z tych spraw.- wskazał na stertę papierów.
- Tym razem ci się uda. Zobaczysz, zrobimy to razem.- spojrzałem na niego. Uśmiechnął się do mnie lekko, jakby to wymuszając. Odwzajemniłem uśmiech, po czym podszedłem do drzwi. Już miałem otwierać klamkę, kiedy mój tata powiedział.
- Dzięki.

czwartek, 12 marca 2015

Rozdział III

Otworzyłem oczy, czując ból w tylnej części głowy. Zauważyłem jak kelnerka, Miguel i inni ludzie przyglądają mi się z przestraszeniem. Na ich twarzach zawitała  teraz ulga. Przetarłem oczy i spróbowałem się podnieść. Zaraz poczułem jak mój kuzyn mi pomaga, chwytając za moje ramię. Rozejrzałem się po barze, próbując przypomnieć sobie co się stało. Jedyne co miałem w głowie to widok Lydii. Za każdym razem był tak samo przerażający.
- Stiles?- usłyszałem słaby głos dziewczyny, która przedziera się przez tłum. Spojrzałem na jej brązowawe włosy, które świeciły się pod wpływem światła. Jej niebieskie oczy, które teraz wyglądały na przestraszone. Nigdy jej nie widziałem, ale ona znała moje imię. Trochę mnie to przeraziło, ale jednocześnie zaskoczyło. Spróbowałem wstać, poczułem, że mój kuzyn mnie podtrzymuje. Usiadłem na zimnej podłodze, chwytając się za głowę.
- Znamy się?- spojrzałem na nią. Dziewczyna nadal stała pośród tłumu, wlepiając we mnie swoje duże niebieskie oczy.
- Możemy porozmawiać?- powiedziała słabym głosem.

--------------------------------------------------------------------------------

Siedziałem przy stołu razem z Miguelem i tą dziewczyną. Ręce miała ułożone na stole, jej mina nie mówiła zbyt wiele. Kogoś mi przypomina...ale nie mogłem skojarzyć do kogo jest podobna. Długo się nad tym zastanawiałem, ale ból głowy mi na to nie pozwolił. Naprawdę musiałem dosyć mocno się w nią uderzyć. Kelnerka ze strachu przyniosła mi nawet szklankę wody za darmo, którą teraz piłem. Brunetka ubrana była w czarną skórzaną kurtkę, jeansu i ciemne botki. Była bardzo szczupła i ładna.
- Kim jesteś...skąd mnie znasz?- zapytałem po raz kolejny patrząc w jej niebieskie oczy.
- Nawet nie zdążyłam się przedstawić.- powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy- Nazywam się Maddie, Maddie Hale.- uśmiechnęła się szeroko. Szerzej otworzyłem usta, jakby nie wierząc w jej słowa. Myślałem, że cała rodzina zginęła  pożarze.
- Znasz Dereka?- zapytałem, chociaż dokładnie znałem odpowiedź. Dziewczyna lekko skinęła głową. Już chciałem zadać kolejne pytanie, jednak Maddie zaczęła mówić.
- Dopiero niedawno dowiedziałam się o jego istnieniu... myślałam, że zginął. On i Cora...nie mogę w to uwierzyć. Jestem ich kuzynką, słyszałam, ze mają, a właściwie macie problemy z Peter'em. Kiedy dowiedziałam się, że żyją postanowiłam od razu przyjechać. Byłam u nich, ale postanowiłam znaleźć Scott'a. Nie było go w domu, a jego mama powiedziała, że często tu przebywa ze swoim przyjacielem.- dokończyła, zaraz potem nabrała powietrza, jakby opowiadanie ją zmęczyło. Długo zastanawiałem się jak to możliwe, że nie wiedziała iż jej kuzyni nadal żyją. Jednak spoglądając na to w jaki sposób Cora dotarła do Derek'a nic nie wydawało mi się być dziwniejsze.
- Scott'a nie ma w domu?- zapytałem, jakby to było najistotniejsze. Zastanawiałem się gdzie teraz jest, może u Allison... przeszło mi przez myśl.
- Hm...tak, ale nie znam go prawie.- powiedziała dziewczyna robiąc krzywą minę.
- Dlaczego chciałaś go znaleźć?- po raz pierwszy odezwał się Miguel. Siedział z boku jedząc zapiekankę. Nawet nie zauważyłem, żeby coś zamawiał. Skierowałem wzrok na Maddie, która wydawała się być spięta.
- Chciałam przekazać mu bardzo ważną informację.- powiedziała twardym tonem.
- Jaką?- zapytałem robiąc zdziwioną minę.
Przez chwilę Maddie nic nie odpowiadała bawiąc się końcówką swoich brązowawych włosów. W końcu spojrzała na mnie trochę zdenerwowanych, trochę urażonym wzrokiem.
- Możecie mnie do niego zaprowadzić?- zignorowała moje pytanie ciągnąć rozmowę. Rozejrzałem się po barze, w którym teraz było niemal pusto. Ciekawe skąd domyśliła się, że to właśnie on jest tym przyjaciele Scott'a. Może dlatego, że wszyscy krzyczeli moję imię w momencie  upadku?
Odgoniłem wszystkie myśli z mojej głow, nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć AMiguel zrobił to za mnie.
- Nie wiemy gdzie jest...możemy spróbować do niego zadzwonić.- powiedział wyciągając swój telefon z kieszeni. Kątem oka zauważyłem jak wybiera numer Scott'a, a następnie przykłada słuchawkę do ucha. Zwróciłem wzrok na kuzynkę Derek'a, teraz już wiem do kogo była podobna. Do Cory...tak mi się przynajmniej wydawało. Mógłbym nawet powiedzieć, że wyglądały jak siostry. Przez chwilę słyszałem ciche łączenie sygnału ze Scott'em, ale po chwili dźwięk ucichł. Miguel odłożył telefon na stół.
- Nie odbiera...- powiedział.
Tym razem pomyślałem, że coś jest nie tak. Może coś mu się stało...nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Pomyślałem o śmierci Lydii, o tym jak jej rude włosy lekko opadają na ziemie razem z nią. O tym, ze moje ręce wtuliły się w nią, kiedy nadchodził jej kres. Byłem przy niej. Do samego końca. Gdybym stracił jeszcze Scotta...
- Musimy go znaleźć.- z przemyśleń wyrwał mnie głos Maddie, dziewczyna wstała z krzesła. Oboje z kuzynek zrobiliśmy to co ona i razem poszliśmy do wyjścia. Pchnąłem drzwi, czując powiew chłodnego powietrza. Wyszedłem na chodnik, rozglądając się na boki. Było tutaj prawie pusto. Jedyne kogo widziałem to jakaś kobieta ciągnąca za sobą dziecko, które było oburzone. Spojrzałem na niebo, na którym kłębiły się czarne chmury. Chyba będzie padać... Razem z Maddie i Miguelem poszliśmy do mojego samochodu. Wyjąłem kluczyki z kieszeni, po czym wsiadłem do wozu. Minęła chwila zanim wyruszyliśmy. Maddie siedziała obok mnie bacznie przyglądając się drodze. Miguel siedząc na tylnym siedzeniu obserwował swój telefon, bawiąc się obudową.
- Co masz przekazać Scott'owi?- zapytałem ponownie. Chciałbym żeby mi powiedziała, to mogłoby wiele wyjaśnić. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Peter jest teraz...opętany? Nasze stado słyszało o tym już wcześniej, więc postanowiło że go zlikwidują wraz ze swoimi dziećmi.- powiedziała dziewczyna.
- Dziećmi?- zapytałem podnosząc do góry brwi.
- Tak, to określenie na tych, których Peter ugryzł. Tak się u nas mówi... moje stado myśli, że oni mu pomagają w jego planach. Dlatego też chcą im coś zrobić.- Maddie nadal wpatrywała się w szybę samochodu.
- Co chcą im zrobić...? - zapytałem, chociaż czułem, że znam odpowiedź.- Tak ogólnie to nie wiem czy wiesz, ale Peter ostatnim razem chciał zabić Scott'a więc nie wiem czemu miałby z nim współpracować.- powiedziałem po chwili namysłu.
- Mówiłam ci...moje stado tak myśli. Poza miastem mieszka czarownik, znają go chyba wszystkie wilkołaki. Ludzie myślą, że to zwykły naciągacz pieniędzy.- prychnęła.- Ale on naprawdę zna się na czarach. Nasz przywódca poszedł do niego, z prośbą pozbycia się linkotropii. Czarownik długo wymyślał różne mikstury, które mogłyby zgładzić ten dar. Udało mu się, ale niestety...mikstura ma skutki uboczne. Prawdopodobnie Scott straciłby pamięć gdyby zażył napój, nie pamiętałby kim był...ani kim wy jesteście. Chcą go też podać Peter'owi i innym, których kiedyś ugryzł. Najgorzej będzie właśnie z Peterem, nie wiedzą gdzie go znaleźć. Natomiast Scott...okazałby się łatwym celem.- powiedziała. Na chwilę wstrzymałem oddech, zastanawiając się nad każdym jej słowem. Czarownik? Przecież to niemożliwe... przez chwilę zacząłem wątpić, że ta dziewczyna jest spokrewniona z Derek'iem i Corą. Ale skoro wilkołaki istnieją, czemu czarownicy mieliby nie istnieć?
- Czyli możliwe, że właśnie teraz Scott już nie jest wilkołakiem?!- krzyknąłem zdenerwowany.- wyjmij telefon z mojej lewej kieszeni.- powiedziałem do Maddie. Poczułem jej ciepłą rękę na swojej nodze, którą powoli wkłada do wnętrza kieszeni.- Zadzwoń do Scott'a.- nakazałem. Widząc jak dziewczyna wybiera jego numer ulżyło mi. Może teraz odbierze, powie, że wszystko w porządku i właśnie był u Allison? Właśnie tam zamierzałem się udać...
--------------------------------------------------------------------------------
Podjechałem pod dom Allison. Było tutaj dosyć cicho, a w oknach nie paliło się żadne światło. Wysiadłem z samochodu, nakazując Maddie i Miguelowi poczekać. Byłbym strasznie szczęśliwy gdyby Scott odebrał telefon... Zapukałem do drzwi, czując coraz większe zdenerwowanie. Przez chwilę nikt nie otwierał, ale usłyszałem ciche kroki. W progu stanęła zdziwiona Allison, która kierowała wzrok raz na mnie, raz na samochód.
- Dobrze się czujesz Stiles?- spojrzała na moją bladą twarz.
- Nie wiem... Scott'a nigdzie nie ma. Prawdopodobnie jakiś czarownik chce mu dać jakąś dziwną miksturę ,a ja nie wiem co robić.- powiedziałem zaciskając ręce.
- Czekaj...powoli- przewróciłem oczami opowiadając jej całą historię. Po chwili Allison siedziała już z nami wszystkimi w samochodzie, bacznie przyglądając się Maddie.
- Gdzie jedziemy?- zapytała po chwili.
- Do Dereka.- odparłem.
Nie minęło 10 minut kiedy byliśmy już na miejscu. Wpadliśmy do jego domu zdenerwowani i jednocześnie roztrzęsieni. Zauważyłem, że Derek spokojnie siedzi na swojej kanapie, obok niego Cora. Przerwali rozmowę widząc nas. Odwrócili zdziwione twarze w naszą stronę. Derek zerwał się w kanapy, jakby coś go poparzyło.
- Lepiej usiądź...mamy ci coś do powiedzenia.- przerwałem ich wszystkie obawy opowiadając po raz kolejny tą samą historię.
- Ale Scott jest w szpitalu.- powiedział Derek po zakończeniu. Osłupiałem. Coś mu się stało? Muszę tam szybko jechać... może jest ranny. Dlaczego wysłali go do szpitala...przecież jest wilkołakiem. - Pojechał do swojej mamy.- dodał po chwili widząc moje zdenerwowanie. Odetchnąłem z ulgą. Jednak moje nie martwienie się nie trwało długo. Znów przypomniałem sobie o czarowniku, o miksturze. Musimy jak najszybciej zapoznać Scott'a z szalonym planem jednego ze stad.




No i kolejny rozdział gotowy. 
Poznajemy tutaj nową bohaterkę :) 
Mam nadzieję, że wam się spodobało
liczę na komentarze i szczere opinie!~

środa, 4 marca 2015

Rozdział II- sezon 2

Siedziałem na kanapie w domu, oglądając jakiś program w telewizji. Usłyszałem jak ktoś wchodził do domu, to Miguel. Był cały mokry od deszczu, który nie przestawał padać. Po oknie sączyły się pojedyncze kropelki wody. Przez chwilę wpatrywałem się w nie, a potem zwróciłem wzrok w stronę Miguela. Przeszedł obok salonu, jakby mnie nie zauważył. Potem usłyszałem tylko ciche stąpanie nogami po schodach. Była dopiero 16:00, a ja już odczuwałem mocne zmęczenie. Oparłem głowę o tył kanapy, przełączając na kolejny program. Kiedy zobaczyłem nudne wiadomości, wyłączyłem telewizor. Nagle usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Powoli wstałem z kanapy i ruszyłem w kierunku wejścia. "Trochę za wcześnie na tatę", pomyślałem przekręcając kluczyk. Uchyliłem drzwi, zauważyłem tam mokrą dziewczynę. Srużki wody spływały po jej brązowych włosach, jej skóra cała przemoknięta od wody drżała z zimna. Dziewczyna wlepiła we mnie swoje duże niebieskie oczy.
- Co ty tutaj robisz?- zapytałem, gestem ręki, pokazując żeby Cora weszła. Dziewczyna przesunęła się o krok, w ten sposób przekraczając próg domu. Rozejrzała się po wnętrzu, a potem wbiła swój wzrok we mnie.
- Chciałam z tobą pogadać...- odparła.
----------------------------------------------------------------------------------
Siedzieliśmy u mnie w pokoju, ona na łóżku, a ja na moim fotelu. Wpatrywałem się w nią, jednocześnie zrobiło mi się głupio. Przed śmiercią Lydii, dziewczyna wyznała mi swoją miłość, a ja udawałem, że to się nie wydarzyło. Tak było prościej. Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie śmierć Martin. Rozprostowałem się, spoglądając na nią i czekając na wypowiedź.
- Co u ciebie?- zaczęła trochę niepewnie, wyciągając nogi przed siebie.
- Dobrze...ale chyba o tym chcesz dzisiaj ze mną rozmawiać.- posłałem jej miły uśmiech.
- Pamiętasz naszą rozmowę pod klasą?- Cora wstała, jakby chciała coś jeszcze dodać, ale umilkła. Głośno przełknąłem ślinę, po czym skinąłem głową na znak, że pamiętam. Chwilę siedziałem w ciszy, po czym również wstałem, odkładając laptopa. Zauważyłem jak dziewczyna powoli przysuwa się do mnie, teraz mogłem poczuć jej ciepły oddech, na swojej skórze.
- Powiedziałam wtedy, że...że...cię kocham.- powiedziała to tak cicho, jednak ze względu na to, że stała tak blisko mnie mogłem wszystko wyraźnie usłyszeć. Czułem jak jej ręka powoli chwyta moją, ściskając ją w przyjemnym uścisku. Kiedy dziewczyna zbliżyła do mnie swoją twarz, odskoczyłem od niej, cofając rękę. Od razu zauważyłem ból na twarzy dziewczyny.
- Ja...- szukałem właściwych słów, żeby ją przeprosić. Jednak nic nie mogło przejść mi przez gardło.
- Nie musisz nic mówić, rozumiem.- Cora otarła policzek, a potem wyszła trzaskając drzwiami. Przymknąłem oczy z powodu natłoku myśli. Opadłem na łóżko i zasnąłem.

Ubrany w marynarkę, stałem obok mojego jeep'a. Włożyłem kluczyk do kieszeni od spodni, po czym ruszyłem w stronę szkoły. Kiedy byłem już bardzo bliskich drzwi wejściowych, usłyszałem za sobą cichy śmiech. Odwróciłem się i zauważyłem ją. Była cudowna, ubrana w liliową sukienkę, uśmiechała się do mnie. Jej duże zielone oczy wpatrywały się we mnie, a rude włosy lekko powiewały na wietrze. Dziewczyna podeszła do mnie ujmując moją dłoń. Jej skóra była gładka, a palce miękkie w dotyku. 
- Chodźmy na spacer.- powiedziała tak melodyjnym głosem, że nie byłbym w stanie się jej oprzeć. Lydia pociągnęła mnie w stronę boiska. Staliśmy na środku, wokół siebie mając tylko puste trybuny. Księżyc świecił nad naszymi głowami razem z setkami gwiazd. Noc była bezchmurna, było bardzo ciepło. 
- Pocałuj mnie Stiles.- powiedziała. Złożyłem na jej ustach pocałunek. Lydia uśmiechnęła się po raz kolejny, nadal nie puszczając mojej ręki. - Zatańczymy?- zapytała. Objąłem ją w pasie, czując jak zakłada swoje ręce na mojej szyi, a zaraz potem zaciska je mocniej. Chwilę później poczułem coś mokrego na rękach, zorientowałem się, że to krew. Odsunąłem się od Lydii, która upadała na ziemię. Po raz kolejny ogarnął mnie straszny ból.
- Obudź się Stiles...obudź się.- powtarzałem sobie, jakby to miało mi pomóc. 
- To twoja wina! Przez ciebie umieram, nienawidzę cię.- usłyszałem głos dziewczyny i nagle byłem już tylko w swoim pokoju. 

- Stiles?- Scott stał nad moim łóżkiem. Kiedy zobaczył, że lekko otwieram oczy, odetchnął z ulgą.- Jak dobrze, że wstałeś... już myślałem, że...zresztą nieważne.- jednak McCall nie dokończył. Usiadłem na łóżku, próbując zwolnić swój oddech.
- Śnił mi się koszmar.- przyznałem, spoglądając na nadal mokre okno.- Długo już tu jesteś?- zapytałem, po czym zwróciłem wzrok na przyjaciela.
- Nie...przyszedłem nie dawno. Chciałem sprawdzić, jak się czujesz.- odparł, wpatrując się w pustą przestrzeń przed sobą.- Co to za koszmar?- zapytał po chwili, nie odrywając wzroku od podłogi.
- Nie wiem...nie pamiętam już.- powiedziałem krótko, odwracając wzrok. Spojrzałem na przyjaciela, który wydawał się być pogrążony w myślach. Chwilę rozmawialiśmy u mnie w pokoju, o wszystkich zdarzeniach, które miały miejsce nieco wcześniej. Dawno nie rozmawiałem w taki sposób ze Scott'em, po śmierci Lydii...wszyscy byliśmy dla siebie obcy. Nie wiedzieliśmy o czym rozmawiać w swoim towarzystwie, było tak smutno. Allison przestała się uśmiechać i ledwo co normalnie rozmawiała ze Scott'em. Wszystkim im było tak ciężko po jej stracie, tak jak mnie.
- A co z Peterem?- zapytałem w końcu. Kiedy tamtego dnia, Lydia została zamordowana przestałem przejmować się tym, co się z nim dzieje. Kiedy i jak zdołał uciec, o ile to zrobił. Scott przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Uciekł...ja, próbowałem go dogonić. Myślę, że będzie zamierzał dokończyć swój plan.- powiedział łamiącym się głosem. - W końcu, połowę już wypełnił.- dodał po chwili namysłu, marszcząc czoło. Spojrzałem na jego smutną twarz, która schylała się lekko ku ziemi.
- Czyli będzie...próbować cię zabić?- zapytałem cicho, jakby te słowa miały go zranić. Jednak Scott wydawał się być nieporuszony moim stwierdzeniem. Skinął głową, po czym wstał. Powolnym korkiem podszedł do okna i wyjrzał na zimowe promienie słońca, które nie dawały ciepła.
- Być może, ale na pewno nie dam mu tego zrobić.- odparł nadal się nie odwracając. Przez moją głowę przeszła dziwna myśl "A gdyby Scott był tam zamiast mnie? Może zdołałby uratować Lydie?" 
Tak bardzo za nią tęskniłem, a zarazem tak bardzo chciałem o niej zapomnieć. Chciałbym żeby wszystko było jak dawniej, kiedy byliśmy tylko głupimi dzieciakami chodzącymi do liceum. Kiedy tylko myślałem o tym, co tak naprawdę stało się w naszym życiu, miałem ochotę cofnąć czas. Nie zabierać Scott'a do lasu, nie pakować się w kłopoty. Być normalnym nastolatkiem.
--------------------------------------------------------------------------

Po odejściu Scotta pozostałem w moim pokoju sam, ze swoimi myślami i laptopem. Trzymałem go teraz na kolanach, przeglądając ciekawe zdjęcia. Po 10 minutach znudziło mi się to zajęcie, więc postanowiłem, że zejdę na dół. Nie zauważyłem tam nic ciekawego, tylko tatę pracującego przy papierach i Miguela jedzącego coś w kuchni. Tak bardzo przyzwyczaiłem się do tego, że jest z nami, że nie zwracałem na niego zbytniej uwagi podczas ostatniego czasu. Dopiero po tym, kiedy dowiedział się, że Scott jest wilkołakiem nawiązałem z nim jakiś większy kontakt. Przysiadłem obok niego przy stole, kiedy nagle zaburczało mi w brzuchu. Zorientowałem się, że nic nie jadłem od wczorajszego dnia. Zajrzałem do lodówki widząc tam tylko żółty ser i jakąś szynkę. Zwróciłem się w stronę mojego taty i powiedziałem.
- Chyba pójdę zjeść na miasto.- Miguel szybko wstał, wpychając resztę kanapki do buzi,
- Idę z tobą.- odparł, maszerując w stronę wieszaków z kurtkami. Zdziwiłem się, że chcę ze mną wyjść, skoro właśnie skończył jeść kanapkę. Jednak nie powiedziałem mu nic, tylko bez słowa włożyłem na siebie kurtkę. Wychodząc na dwór zauważyłem, że nadal pada deszcz. Niebo całe pokryte chmurami nie wyglądało jakby zaraz miało się wypogodzić. Zszedłem po śliskich schodkach, wyciągając kluczyki z kieszeni. Wsiadłem do samochodu zapinając pas.
Przez całą drogę nie rozmawiałem z Miguel'em, nie wiedziałem o czym. Jechaliśmy wsłuchując się tylko w odgłosy silnika. Mój samochód od kiedy miałem wypadek był trochę pobijany, całe szczęście dało się nim jeszcze jeździć. Co prawda mój tata musiał oddać go do naprawy, ale był prawie jak nowy. Tylko parę rys i wgnieceń gdzieniegdzie. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Wyszedłem z samochodu, widząc przed sobą mój ulubiony bar z czasów kiedy jeszcze gdzieś wychodziłem. Uśmiechnąłem się na widok starych marmurowych schodów i ciężkich drewnianych drzwi. Kiedy je popchnąłem, poczułem zapachy różnych dań. Wszedłem do środka, słysząc za sobą kroki Miguela. Przysiadłem na jednym ze stolików, otwierając kartkę dań. Drugą podałem kuzynowi, który niechętnie ją przyjął.
- Tak naprawdę...nie przyjechałem się tutaj najeść.- powiedział odkładając menu na stół. Spojrzałem na niego z zaskoczeniem, oczekując dalszej wypowiedzi.- Chciałem z tobą pogadać.- odparł w końcu, wyciągając ręce i kładąc je na stole. W tym samym momencie podeszła do nas kelnerka, była bardzo młoda. Być może pracowała tutaj tylko dorywczo.
- Co podać?- zapytała z uśmiechem.
- Hamburgera i colę.- odparłem. Po chwili dziewczyna zanotowała sobie zamówienie, po czym odeszła od stolika. Zauważyłem jak z uśmiechem podchodzi do kolejnych gości. Odwróciłem wzrok w stronę kuzyna.
- O czym chcesz gadać?- zapytałem, poczułem burczenie w brzuchu. Teraz zdałem sobie sprawę, że naprawdę dawno nic nie jadłem.
- Zauważyłem, że cały czas chodzisz przybity...widziałem jak Cora wychodzi zła z naszego domu. Stiles...czemu wszystkich ranisz?- zapytał. "Czemu wszystkich ranisz?" poczułem silny uścisk w brzuchu. Czy naprawdę wszystkich ranię? Od ostatniego czasu starałem zachowywać się normalnie, ale tak naprawdę nic nie jest dobrze. Nie chciałem jednak aby ktokolwiek ucierpiał na tym co mówię i co robię. Myśl o Corze znów przywołała smutne wspomnienia. Zignorowałem ją, potraktowałem jak nikogo ważnego. Zachowywałem się jakby była nikim. 
- Nie chcę...ranić.- powiedziałem ze smutkiem w głosie.
- Nie możesz cały czas myśleń o Lydii. Żyj dalej. - powiedział, jakby chciał mnie wesprzeć. Jednak ja poczułem do niego nienawiść, chociaż wcale nie powiedział niczego złego. Może właśnie dlatego wszystkich tak traktuje?
- To nie takie proste...- odpowiedziałem, w tym samym momencie podeszła do nas kelnerka. Ustawiła przede mną wielkiego hamburgera i colę. Spojrzałem na jedzenie, ale straciłem ochotę by cokolwiek przełknąć. Kiedy tylko pomyślałem o Lydi, o tej krwi, o zadrapaniu na jej skórze zemdliło mnie. Wstałem od stołu widząc przed sobą rozmazane twarze. Czułem jak moje nogi odmawiają posłuszeństwa i mają zamiar się przewrócić. Usłyszałem krzyki Miguela, a zaraz potem straciłem świadomość, że jestem w barze.



Jak co tydzień, nowy rozdział :) 
Taka tam rozmowa między kuzynami czasem nie zaszkodzi....
jejku, jak dziwnie mi się pisze nie mogąc używać Lydii jako
żywej postaci o.O Wiem to dziwnie zabrzmiało. No...ale
jestem szczęśliwa, bo zamówiłam sobie bluzę z naszym ukochanym
Stilinskim! ♥ Hm...co by tu jeszcze? Jesteście ciekawi co się dzieje z 
Peter'em? 
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony