Ku mojemu zdziwieniu Lydia powoli usiadła obok mnie chwytając za moją rękę.
- Najbardziej szkoda mi Allison, straciła obojga rodziców.
- Mamy problem...
- Ciało Argenta zniknęło.- powiedział słabym głosem. Wstrzymałem oddech, jednak po chwili usłyszałem w słuchawce głos Scott'a.- I Allison też.
- To takie dziwne uczucie...jakby...ktoś umarł, ale nie do końca
- Licz ze mną...
- Ona żyje...- powiedziałem odsuwając głowę.
Rozdział VI
Siedziałem na podłodze patrząc w telefon, obok mnie rozciągała się dziewczyna, miała idealnie czarne włosy układające się długimi falami na ziemi. Miała lekko zadarty nosek i duże usta. Wyglądała na bardzo spokojną i wystraszoną dziewczynę. Lydia stała z boku, jej nogi wyraźnie się trzęsły. Dziewczyna dosyć często uchylała drzwi i spoglądała czy nikt nie idzie. Ja natomiast w błyskawicznym tempie wybrałem numer Scott'a, próbowałem się z nim połączyć. Jednak po 4 sygnale nikt nie odpowiadał. Nagle zauważyłem jak rany na ciele dziewczyny powoli stają się mniejsze, aż w końcu zanikają w jasnej cerze. Spojrzałem na Lydię, która nadal była wystraszona. Wstałem z ziemi biorąc na ręce leżącą dziewczynę. Wskazałem Lydii na drzwi, rudowłosa błyskawicznie poszła je otworzyć. Razem wyszliśmy na główny korytarz. Cały czas próbowałem nasłuchiwać jeszcze jakiś odgłosów lub kroków, jednak wydawało mi się, że osoba która wyrządziła taką krzywdę, tej dziewczynie niesionej przeze mnie na rękach odeszła. Jedno pytanie nasuwało mi się już od czasu kiedy ją znalazłem "Dlaczego jej nie zabiła?". To były lekkie zadrapania, które normalny wilkołak mógł zreperować w ciągu 5 minut. Gdyby morderca chciał ją zabić, zrobiłby to precyzyjniej. Kiedy wyszliśmy z budynku, podałem rudej moje kluczyki od jeep'a. Dziewczyna wsiadła za kierownicą, a ja delikatnie ułożyłem dziewczynę na tylnym siedzeniu samochodu. Spojrzałem na Lydię, a ta tylko wzdrygnęła ramionami.
- No co?- zapytała odpalając samochód.
- Nic, nic...po raz pierwszy ktoś inny niż ja prowadzi ten samochód.- na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Lydia westchnęła i ruszyła, nawet nie wiedziałem dokąd mnie, a raczej nas wiezie. Chciałem zachować spokój, jednak co chwila zerkałem na tylne siedzenia upewniając się, czy dziewczyna nie obudziła się i nie miała zamiaru nas rozszarpać. Jednak jej powieki nadal pozostawały zamknięte.
- Gdzie jedziemy?- zapytałem, niespokojnie wiercąc się na miejscu.
- Myślę, że do domu Derek'a.- odparła.
Po odpowiedzi Lydii nie pytałem się już o nic przez następne 5 minut. Jednak kiedy przypomniałem sobie noc, kiedy Miguel ją pocałował. Przypomniał mi się wtedy ten ból przeszywający całe ciało, który wtedy odczuwałem.
- Co cię łączy z Miguelem?- zapytałem w końcu patrząc prosto przed siebie. Rudowłosa wzdrygnęła się na wspomnienie o moim kuzynie. Zauważyłam jak jej palce mocniej zaciskają się na kierownicy. Czułem jak jej oddech przyspiesza, widocznie moje pytanie odrobinę zbiło ją z tropu.
- Nic....- powiedziała. Spojrzałem na nią spojrzeniem pełnym żalu.
- Widziałem co robiliście na dyskotece.- powiedziałem ze smutkiem w głosie. Lydię przybiło to do reszty, spuściła wzrok, lecz szybko podniosła go z powrotem spoglądając na drogę.
- Nie, nie wiedziałam. Przepraszam.- odparła tak szybko jakby chciała wszystko odkręcić. Jej przeprosiny szczerze mnie zdziwiły, myślałem, że Lydia nie igra się z moimi uczuciami. Jednak najwyraźniej jej mała cząstka była przejęta moimi uczuciami i tym co do niej czuję.
- Za co mnie przepraszasz?- zadałem kolejne pytanie.
Byłem ciekaw co odpowie, jednak kiedy otwierała usta z tylnych siedzeń wyrwał się głośny jęk. Odwróciłem się, a Lydia zatrzymała samochód. Dziewczyna leżąca na siedzeniach mozolnie otworzyła oczy, po czym przetarła je rękami. Kiedy zauważyła gdzie się znajduję usiadła z przestraszoną miną. Spojrzałem na nią, a Lydia spoglądała z drugiej strony.
- Gdzie jestem?- zapytała zdezorientowana, trzymając rękę tak, że w każdej chwili mogłaby nas zaatakować.
- Spokojnie, uratowaliśmy cię.- powiedziała Lydia spokojnym głosem, tak żeby nie zestresować dziewczyny.- Jak masz na imię?- zapytała po chwili, widząc zdziwienie na twarzy dziewczyny.
- Lucy Weatter.- stwierdziła, po czym przyłożyła sobie rękę do swojej obolałej głowy, po raz kolejny jąknęła z bólu. Odwróciłem się w stronę szyby i napisałem coś do Scott'a, który od czasu wyruszenia w poszukiwaniu nie odpisywał mi. Martwiłem się, ale byłem pewien, że chłopak da radę. Jednak nigdy nie ignorował mnie w ten sposób. Spróbowałem do niego zadzwonić, lecz nie odbierał. Coraz bardziej zaczynałem się martwić. Wgapiałem się w telefon, pewien że za chwilę otrzymam jakąś wiadomość. Jednak on milczał, schowałem komórkę do kieszeni i zwróciłem się w stronę Lydii.
- Scott nie odpowiada.- powiedziałem z przekonaniem.
Lydia szerzej otworzyła oczy, przypomniała mi się nasza rozmowa. Nie dokończyliśmy jej, zapewne nigdy do tego nie wrócimy, a dziewczyna po raz kolejny zawiedzie moje zaufanie. Czasem zastanawiałem się dlaczego mam jeszcze cierpliwość? Może powinienem sobie układać życie normalnie, nie uganiając się za dziewczyną, która mnie nie chce. Dała mi jasno do zrozumienia, że nie chce mieć ze mną niczego więcej niż przyjaźń, polegająca na wspólnym rozwiązywaniu tajemnic. Jednak byłem przy niej przez tyle lat, a ona ignorowała to. Za każdym razem kiedy na nią spojrzę, przywołują mi się stare wspomnienia. Mozolne czekanie, aż Lydia odezwie się do mnie choćby słowem. Wywołuję to u mnie dziwne ukłucie w sercu, dające jasno do zrozumienia, że mam przestać. Jednak nie poddaje się, brnę dalej do celu, który nigdy nie zostanie zdobyty. Bynajmniej nie przeze mnie. Mój kuzyn ma szczęście- pomyślałem. Zjawił się tu zaledwie miesiąc temu, a już zgarnia serce Lydii. Życie jest niesprawiedliwe. Kolejna myśl przemknęła przez moją głowę.
- Okej, więc wiemy że jesteś wilkołakiem.- powiedziałem wreszcie po długich rozmyśleniach. Dziewczyna spojrzała na mnie dużymi brązowymi oczami, które lekko świeciły w ciemnościach.
- Wilko...czym?- zapytała oszołomiona, tym co właśnie usłyszała. Jednak nie dałem jej się zwieść, dalej wyciągałem z niej informację.
- Jak wytłumaczysz 5 minutowe zagojenie się ran?- zapytałem wskazując na jej ręce i nogi, na których nie było żadnych śladów zadrapań. Lucy podniosła rękę do góry, po czym obejrzała ją dookoła.
- Jakie rany? O czym mówisz...możesz odwieźć mnie do domu?- zapytała oschłym tonem. Lydia poklepała mnie po ramieniu, potem schyliła się żeby powiedzieć mi coś na ucho.
- Może ona naprawdę nic nie wiem...- powiedziała szeptem. Nie mogłem w to uwierzyć, jak ktoś może nie wiedzieć o tym, że jest nadnaturalnie wykształcony w pewne cechy. Jeszcze raz spojrzałem na dziewczynę, która wyglądała na przerażoną.
- Wprowadziłam się tu wczoraj i...myślę, że powinnam wracać do domu.- powiedziała patrząc na nas błagalnie.
- Okej, w takim razie...gdzie mieszkasz?- zapytałem.
__________________________________________________
Po odwiezieniu Lucy do domu, Lydia podjechała pod swój dom. Wysiadła z auta, a ja zrobiłem to samo z drugiej strony.
- Nie dokończyliśmy rozmowy.- powiedziałem widząc jak dziewczyna ma zamiar wejść do domu. Zacisnęła ręce w małe piąstki, po czym odwróciła się w moją stronę. Było ciemno, prawie nie dostrzegałem jej w ciemnościach. Tylko czarny cień stał teraz przede mną patrząc w moją stronę.
- Stiles...- zaczęła wyraźnie.- Wiem, że od zawsze coś do mnie czułeś, ale nie sądzę by coś z tego wyszło. Rozumiesz? Przyjaźnimy się, niech tak zostanie.- z trudem wysłuchiwałem jej słów.
- Jasne.- powiedziałem czując wielką gulę w gardle, której nie mogłem przełknąć. Lydia powoli odwróciła się, a potem szybkim krokiem weszła do domu. Ja natomiast powolnym krokiem ruszyłem w stronę samochodu, byłem zrozpaczony. Czułem jakbym właśnie dostał wielką kulą śniegu, jechałem teraz w samochodzie zdenerwowany. Kurczowo trzymałem kierownicę zaciskając na niej pięści. Nie mogłem uwierzyć w to co się wydarzyło, musiałem sobie wszystko poukładać. Połowa mojego życie składała się z tej właśnie dziewczyny, druga natomiast to świat nadprzyrodzony. Nie myślałem, ze prawda będzie aż tak bolesna, tym bardziej wypowiedziana przez nią. Odczuwałem, że na moje serce spadają teraz sopelki lody ostre jak brzytwa, które wbijają się w sam środek. Nagle poczułem dziwne zakręcenia w mojej głowie, czułem jak przestaje nad sobą panować. "Atak paniki..." pomyślałem próbując nabrać tchu do płuc, a potem łagodnie wypuścić powietrze. Jednak jedyne co mi się udawało to słabe jęki, wydobywające się z moich ust. Z całych sił próbowałem zapanować nad samochodem, który prowadziłem. Widząc, że zaraz dojdzie do tragedii poszukiwałem hamulca nogami lub kluczyka w stacyjce. Jednak moje ręce i nogi robiły teraz to co im się podoba, nie mogłem nad nimi zapanować. Przypomniał mi się mój ostatni atak paniki, była ze mną Lydia. "Licz Stiles! Licz!" pomyślałem.
- Raz...- mówiłem sam do siebie resztkami sił próbując wyhamować, lub zrobić cokolwiek aby samochód zatrzymał się. - Dw...- urwałem w połowie słowa widząc przed oczami tylko ciemność.
________________________________________________
- Za co mnie przepraszasz?- zadałem kolejne pytanie.
Byłem ciekaw co odpowie, jednak kiedy otwierała usta z tylnych siedzeń wyrwał się głośny jęk. Odwróciłem się, a Lydia zatrzymała samochód. Dziewczyna leżąca na siedzeniach mozolnie otworzyła oczy, po czym przetarła je rękami. Kiedy zauważyła gdzie się znajduję usiadła z przestraszoną miną. Spojrzałem na nią, a Lydia spoglądała z drugiej strony.
- Gdzie jestem?- zapytała zdezorientowana, trzymając rękę tak, że w każdej chwili mogłaby nas zaatakować.
- Spokojnie, uratowaliśmy cię.- powiedziała Lydia spokojnym głosem, tak żeby nie zestresować dziewczyny.- Jak masz na imię?- zapytała po chwili, widząc zdziwienie na twarzy dziewczyny.
- Lucy Weatter.- stwierdziła, po czym przyłożyła sobie rękę do swojej obolałej głowy, po raz kolejny jąknęła z bólu. Odwróciłem się w stronę szyby i napisałem coś do Scott'a, który od czasu wyruszenia w poszukiwaniu nie odpisywał mi. Martwiłem się, ale byłem pewien, że chłopak da radę. Jednak nigdy nie ignorował mnie w ten sposób. Spróbowałem do niego zadzwonić, lecz nie odbierał. Coraz bardziej zaczynałem się martwić. Wgapiałem się w telefon, pewien że za chwilę otrzymam jakąś wiadomość. Jednak on milczał, schowałem komórkę do kieszeni i zwróciłem się w stronę Lydii.
- Scott nie odpowiada.- powiedziałem z przekonaniem.
Lydia szerzej otworzyła oczy, przypomniała mi się nasza rozmowa. Nie dokończyliśmy jej, zapewne nigdy do tego nie wrócimy, a dziewczyna po raz kolejny zawiedzie moje zaufanie. Czasem zastanawiałem się dlaczego mam jeszcze cierpliwość? Może powinienem sobie układać życie normalnie, nie uganiając się za dziewczyną, która mnie nie chce. Dała mi jasno do zrozumienia, że nie chce mieć ze mną niczego więcej niż przyjaźń, polegająca na wspólnym rozwiązywaniu tajemnic. Jednak byłem przy niej przez tyle lat, a ona ignorowała to. Za każdym razem kiedy na nią spojrzę, przywołują mi się stare wspomnienia. Mozolne czekanie, aż Lydia odezwie się do mnie choćby słowem. Wywołuję to u mnie dziwne ukłucie w sercu, dające jasno do zrozumienia, że mam przestać. Jednak nie poddaje się, brnę dalej do celu, który nigdy nie zostanie zdobyty. Bynajmniej nie przeze mnie. Mój kuzyn ma szczęście- pomyślałem. Zjawił się tu zaledwie miesiąc temu, a już zgarnia serce Lydii. Życie jest niesprawiedliwe. Kolejna myśl przemknęła przez moją głowę.
- Okej, więc wiemy że jesteś wilkołakiem.- powiedziałem wreszcie po długich rozmyśleniach. Dziewczyna spojrzała na mnie dużymi brązowymi oczami, które lekko świeciły w ciemnościach.
- Wilko...czym?- zapytała oszołomiona, tym co właśnie usłyszała. Jednak nie dałem jej się zwieść, dalej wyciągałem z niej informację.
- Jak wytłumaczysz 5 minutowe zagojenie się ran?- zapytałem wskazując na jej ręce i nogi, na których nie było żadnych śladów zadrapań. Lucy podniosła rękę do góry, po czym obejrzała ją dookoła.
- Jakie rany? O czym mówisz...możesz odwieźć mnie do domu?- zapytała oschłym tonem. Lydia poklepała mnie po ramieniu, potem schyliła się żeby powiedzieć mi coś na ucho.
- Może ona naprawdę nic nie wiem...- powiedziała szeptem. Nie mogłem w to uwierzyć, jak ktoś może nie wiedzieć o tym, że jest nadnaturalnie wykształcony w pewne cechy. Jeszcze raz spojrzałem na dziewczynę, która wyglądała na przerażoną.
- Wprowadziłam się tu wczoraj i...myślę, że powinnam wracać do domu.- powiedziała patrząc na nas błagalnie.
- Okej, w takim razie...gdzie mieszkasz?- zapytałem.
__________________________________________________
Po odwiezieniu Lucy do domu, Lydia podjechała pod swój dom. Wysiadła z auta, a ja zrobiłem to samo z drugiej strony.
- Nie dokończyliśmy rozmowy.- powiedziałem widząc jak dziewczyna ma zamiar wejść do domu. Zacisnęła ręce w małe piąstki, po czym odwróciła się w moją stronę. Było ciemno, prawie nie dostrzegałem jej w ciemnościach. Tylko czarny cień stał teraz przede mną patrząc w moją stronę.
- Stiles...- zaczęła wyraźnie.- Wiem, że od zawsze coś do mnie czułeś, ale nie sądzę by coś z tego wyszło. Rozumiesz? Przyjaźnimy się, niech tak zostanie.- z trudem wysłuchiwałem jej słów.
- Jasne.- powiedziałem czując wielką gulę w gardle, której nie mogłem przełknąć. Lydia powoli odwróciła się, a potem szybkim krokiem weszła do domu. Ja natomiast powolnym krokiem ruszyłem w stronę samochodu, byłem zrozpaczony. Czułem jakbym właśnie dostał wielką kulą śniegu, jechałem teraz w samochodzie zdenerwowany. Kurczowo trzymałem kierownicę zaciskając na niej pięści. Nie mogłem uwierzyć w to co się wydarzyło, musiałem sobie wszystko poukładać. Połowa mojego życie składała się z tej właśnie dziewczyny, druga natomiast to świat nadprzyrodzony. Nie myślałem, ze prawda będzie aż tak bolesna, tym bardziej wypowiedziana przez nią. Odczuwałem, że na moje serce spadają teraz sopelki lody ostre jak brzytwa, które wbijają się w sam środek. Nagle poczułem dziwne zakręcenia w mojej głowie, czułem jak przestaje nad sobą panować. "Atak paniki..." pomyślałem próbując nabrać tchu do płuc, a potem łagodnie wypuścić powietrze. Jednak jedyne co mi się udawało to słabe jęki, wydobywające się z moich ust. Z całych sił próbowałem zapanować nad samochodem, który prowadziłem. Widząc, że zaraz dojdzie do tragedii poszukiwałem hamulca nogami lub kluczyka w stacyjce. Jednak moje ręce i nogi robiły teraz to co im się podoba, nie mogłem nad nimi zapanować. Przypomniał mi się mój ostatni atak paniki, była ze mną Lydia. "Licz Stiles! Licz!" pomyślałem.
- Raz...- mówiłem sam do siebie resztkami sił próbując wyhamować, lub zrobić cokolwiek aby samochód zatrzymał się. - Dw...- urwałem w połowie słowa widząc przed oczami tylko ciemność.
________________________________________________
Em...tak więc koniec kolejnego rozdziału.
Ten trochę krótki, ale niestety musiałam skończyć akurat tutaj żeby było ciekawie.
Co myślicie o rozmowie Lydii i Stiles'a? Tak wiem, niektórym mogę złamać serduszko, ale cóż. Tak bywa. Mogę wam zdradzić tylko tyle, że Stiles przeżyje xd Cały rozdział wyszedł bardzo uczuciowy, ponieważ pisałam go przy piosenkach Image Dragons ♥
Czekajcie na następny rozdział, papa :*
~ Kolorowa Dziewczyna
Mogłabym napisać wiele, o tym, że ciekawi mnie, co dzieje się u Scott'a, co z Allison, gdzie jest ciało mojego najwspanialszego Chrisa, kim, czy tam czym, do jasnej... no tej... jest ta cała Lucy i takie tam, ale wiesz, że o tym nie napiszę, bo mój umysł jest zaprzątnięty czymś innym...
OdpowiedzUsuńNajpierw Julia z Distress'a, a teraz ty... Łamcie mi tak dalej serce. Śmiało. Zmówiłyście się, czy co? Wszystkie w jednym czasie chcą rozdupcać Stydię. Jestem. Cholernie. Zrozpaczona. Im bardziej wszyscy odwracają się od Stydii, tym bardziej ja ich razem kocham. Stalia, Stora, Sterek... Ja tolerancyjna jestem i wszystko zrozumiem, ale mam już tak zszargane uczucia, że nie wiem ile to potrwa. I'm done.
Spróbuję jednak zignorować ten ból w sercu i napisać coś, co nie jest rozżalonym bełkotem, pomieszanym z łzami rozpaczy. Podoba mi się, że zaczynasz bardziej szczegółowo opisywać sceny i nie przeskakujesz z wydarzeniami co kilka linijek. Styl zmienia Ci się na lepsze c: Szkoda, że taki krótki, ale mam nadzieję, że następny dodasz niedługo. No, ja myślę, że Stiles przeżyje ;D Jeszcze by tylko tego brakowało... Haha xD Gdzieś na dnie pozostały resztki humoru, ale to nie zmienia faktu, że mam łzy w oczach, heh :'> Proszę wynagrodź nam jakoś to okropieństwo w następnym rozdziale. Nie wiem, niech Chris zmartwychwstanie, wyżyj się Stilesem na Miguelu, zabił go czy coś (o, humorze, jednak mnie nie opuściłeś...).
Mój rozdział powinien pojawić się dzisiaj, właśnie przerwałam pisanie ostatniej sceny, żeby napisać ten pełen bólu komentarz. Pozdrawiam i do przeczytania <3
Ojejku ^_^ Dziękuję...
UsuńWzięłam rady do serca i staram się jak mogę nie przeskakiwać z tych scen ;D Nareszcie twój rozdział! Już się nie mogę doczekać... PS. Miguela niestety nie zabiję xd
Z lekkim opóźnieniem, ale przybywam ^_^
OdpowiedzUsuńArwis niestety powiedziała wszystko, to co ja chciałam powiedzieć :3 Zapewniam cię, że rozdział wyszedł naprawdę ciekawy! Jestem ciekawa kto to ta Lucy... może coś będzie potem między nią a Stiles'em ^_^ Nie wiem czemu, ale wszystkich shippuje z nim... xd I nawet nie wiesz jak słodko ci wyszło to w tym samochodzie ^_^ Po raz pierwsyz dał prowadzić komuś innemu swojego jeep'a. Hahaha xd
Nie wiem też dlaczego, wolę połączenie Cory i Stiles'a niż Lydii i Stilinskiego! Co się ze mną dzieje, to przez te twoje opowiadania...
Końcówka jak zwykle musi trzymać w napięciu, co daje duży plus :3 Jestem ciekawa jak akcja dalej się potoczy! Tak się boję o niego... :3
Pozdrawiam (Podwodna Nimfa)
Hm...no wiem czy zamierzam shippować Lucy i Stilesa ^_^ Chociaż ja tam wszystkie możliwe pary łącze xd
UsuńA co do tego jeep'a to kiedyś go już prowadziła w serialu :P
Ale postanowiłam, że to usunę xd
Myryryr Cora taka słodka...
Dziękuję i pozdrawiam cieplutko! Zakładaj konto na bloggerze! I pisz opowiadanie, a nie!