czwartek, 12 marca 2015

Rozdział III

Otworzyłem oczy, czując ból w tylnej części głowy. Zauważyłem jak kelnerka, Miguel i inni ludzie przyglądają mi się z przestraszeniem. Na ich twarzach zawitała  teraz ulga. Przetarłem oczy i spróbowałem się podnieść. Zaraz poczułem jak mój kuzyn mi pomaga, chwytając za moje ramię. Rozejrzałem się po barze, próbując przypomnieć sobie co się stało. Jedyne co miałem w głowie to widok Lydii. Za każdym razem był tak samo przerażający.
- Stiles?- usłyszałem słaby głos dziewczyny, która przedziera się przez tłum. Spojrzałem na jej brązowawe włosy, które świeciły się pod wpływem światła. Jej niebieskie oczy, które teraz wyglądały na przestraszone. Nigdy jej nie widziałem, ale ona znała moje imię. Trochę mnie to przeraziło, ale jednocześnie zaskoczyło. Spróbowałem wstać, poczułem, że mój kuzyn mnie podtrzymuje. Usiadłem na zimnej podłodze, chwytając się za głowę.
- Znamy się?- spojrzałem na nią. Dziewczyna nadal stała pośród tłumu, wlepiając we mnie swoje duże niebieskie oczy.
- Możemy porozmawiać?- powiedziała słabym głosem.

--------------------------------------------------------------------------------

Siedziałem przy stołu razem z Miguelem i tą dziewczyną. Ręce miała ułożone na stole, jej mina nie mówiła zbyt wiele. Kogoś mi przypomina...ale nie mogłem skojarzyć do kogo jest podobna. Długo się nad tym zastanawiałem, ale ból głowy mi na to nie pozwolił. Naprawdę musiałem dosyć mocno się w nią uderzyć. Kelnerka ze strachu przyniosła mi nawet szklankę wody za darmo, którą teraz piłem. Brunetka ubrana była w czarną skórzaną kurtkę, jeansu i ciemne botki. Była bardzo szczupła i ładna.
- Kim jesteś...skąd mnie znasz?- zapytałem po raz kolejny patrząc w jej niebieskie oczy.
- Nawet nie zdążyłam się przedstawić.- powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy- Nazywam się Maddie, Maddie Hale.- uśmiechnęła się szeroko. Szerzej otworzyłem usta, jakby nie wierząc w jej słowa. Myślałem, że cała rodzina zginęła  pożarze.
- Znasz Dereka?- zapytałem, chociaż dokładnie znałem odpowiedź. Dziewczyna lekko skinęła głową. Już chciałem zadać kolejne pytanie, jednak Maddie zaczęła mówić.
- Dopiero niedawno dowiedziałam się o jego istnieniu... myślałam, że zginął. On i Cora...nie mogę w to uwierzyć. Jestem ich kuzynką, słyszałam, ze mają, a właściwie macie problemy z Peter'em. Kiedy dowiedziałam się, że żyją postanowiłam od razu przyjechać. Byłam u nich, ale postanowiłam znaleźć Scott'a. Nie było go w domu, a jego mama powiedziała, że często tu przebywa ze swoim przyjacielem.- dokończyła, zaraz potem nabrała powietrza, jakby opowiadanie ją zmęczyło. Długo zastanawiałem się jak to możliwe, że nie wiedziała iż jej kuzyni nadal żyją. Jednak spoglądając na to w jaki sposób Cora dotarła do Derek'a nic nie wydawało mi się być dziwniejsze.
- Scott'a nie ma w domu?- zapytałem, jakby to było najistotniejsze. Zastanawiałem się gdzie teraz jest, może u Allison... przeszło mi przez myśl.
- Hm...tak, ale nie znam go prawie.- powiedziała dziewczyna robiąc krzywą minę.
- Dlaczego chciałaś go znaleźć?- po raz pierwszy odezwał się Miguel. Siedział z boku jedząc zapiekankę. Nawet nie zauważyłem, żeby coś zamawiał. Skierowałem wzrok na Maddie, która wydawała się być spięta.
- Chciałam przekazać mu bardzo ważną informację.- powiedziała twardym tonem.
- Jaką?- zapytałem robiąc zdziwioną minę.
Przez chwilę Maddie nic nie odpowiadała bawiąc się końcówką swoich brązowawych włosów. W końcu spojrzała na mnie trochę zdenerwowanych, trochę urażonym wzrokiem.
- Możecie mnie do niego zaprowadzić?- zignorowała moje pytanie ciągnąć rozmowę. Rozejrzałem się po barze, w którym teraz było niemal pusto. Ciekawe skąd domyśliła się, że to właśnie on jest tym przyjaciele Scott'a. Może dlatego, że wszyscy krzyczeli moję imię w momencie  upadku?
Odgoniłem wszystkie myśli z mojej głow, nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć AMiguel zrobił to za mnie.
- Nie wiemy gdzie jest...możemy spróbować do niego zadzwonić.- powiedział wyciągając swój telefon z kieszeni. Kątem oka zauważyłem jak wybiera numer Scott'a, a następnie przykłada słuchawkę do ucha. Zwróciłem wzrok na kuzynkę Derek'a, teraz już wiem do kogo była podobna. Do Cory...tak mi się przynajmniej wydawało. Mógłbym nawet powiedzieć, że wyglądały jak siostry. Przez chwilę słyszałem ciche łączenie sygnału ze Scott'em, ale po chwili dźwięk ucichł. Miguel odłożył telefon na stół.
- Nie odbiera...- powiedział.
Tym razem pomyślałem, że coś jest nie tak. Może coś mu się stało...nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Pomyślałem o śmierci Lydii, o tym jak jej rude włosy lekko opadają na ziemie razem z nią. O tym, ze moje ręce wtuliły się w nią, kiedy nadchodził jej kres. Byłem przy niej. Do samego końca. Gdybym stracił jeszcze Scotta...
- Musimy go znaleźć.- z przemyśleń wyrwał mnie głos Maddie, dziewczyna wstała z krzesła. Oboje z kuzynek zrobiliśmy to co ona i razem poszliśmy do wyjścia. Pchnąłem drzwi, czując powiew chłodnego powietrza. Wyszedłem na chodnik, rozglądając się na boki. Było tutaj prawie pusto. Jedyne kogo widziałem to jakaś kobieta ciągnąca za sobą dziecko, które było oburzone. Spojrzałem na niebo, na którym kłębiły się czarne chmury. Chyba będzie padać... Razem z Maddie i Miguelem poszliśmy do mojego samochodu. Wyjąłem kluczyki z kieszeni, po czym wsiadłem do wozu. Minęła chwila zanim wyruszyliśmy. Maddie siedziała obok mnie bacznie przyglądając się drodze. Miguel siedząc na tylnym siedzeniu obserwował swój telefon, bawiąc się obudową.
- Co masz przekazać Scott'owi?- zapytałem ponownie. Chciałbym żeby mi powiedziała, to mogłoby wiele wyjaśnić. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Peter jest teraz...opętany? Nasze stado słyszało o tym już wcześniej, więc postanowiło że go zlikwidują wraz ze swoimi dziećmi.- powiedziała dziewczyna.
- Dziećmi?- zapytałem podnosząc do góry brwi.
- Tak, to określenie na tych, których Peter ugryzł. Tak się u nas mówi... moje stado myśli, że oni mu pomagają w jego planach. Dlatego też chcą im coś zrobić.- Maddie nadal wpatrywała się w szybę samochodu.
- Co chcą im zrobić...? - zapytałem, chociaż czułem, że znam odpowiedź.- Tak ogólnie to nie wiem czy wiesz, ale Peter ostatnim razem chciał zabić Scott'a więc nie wiem czemu miałby z nim współpracować.- powiedziałem po chwili namysłu.
- Mówiłam ci...moje stado tak myśli. Poza miastem mieszka czarownik, znają go chyba wszystkie wilkołaki. Ludzie myślą, że to zwykły naciągacz pieniędzy.- prychnęła.- Ale on naprawdę zna się na czarach. Nasz przywódca poszedł do niego, z prośbą pozbycia się linkotropii. Czarownik długo wymyślał różne mikstury, które mogłyby zgładzić ten dar. Udało mu się, ale niestety...mikstura ma skutki uboczne. Prawdopodobnie Scott straciłby pamięć gdyby zażył napój, nie pamiętałby kim był...ani kim wy jesteście. Chcą go też podać Peter'owi i innym, których kiedyś ugryzł. Najgorzej będzie właśnie z Peterem, nie wiedzą gdzie go znaleźć. Natomiast Scott...okazałby się łatwym celem.- powiedziała. Na chwilę wstrzymałem oddech, zastanawiając się nad każdym jej słowem. Czarownik? Przecież to niemożliwe... przez chwilę zacząłem wątpić, że ta dziewczyna jest spokrewniona z Derek'iem i Corą. Ale skoro wilkołaki istnieją, czemu czarownicy mieliby nie istnieć?
- Czyli możliwe, że właśnie teraz Scott już nie jest wilkołakiem?!- krzyknąłem zdenerwowany.- wyjmij telefon z mojej lewej kieszeni.- powiedziałem do Maddie. Poczułem jej ciepłą rękę na swojej nodze, którą powoli wkłada do wnętrza kieszeni.- Zadzwoń do Scott'a.- nakazałem. Widząc jak dziewczyna wybiera jego numer ulżyło mi. Może teraz odbierze, powie, że wszystko w porządku i właśnie był u Allison? Właśnie tam zamierzałem się udać...
--------------------------------------------------------------------------------
Podjechałem pod dom Allison. Było tutaj dosyć cicho, a w oknach nie paliło się żadne światło. Wysiadłem z samochodu, nakazując Maddie i Miguelowi poczekać. Byłbym strasznie szczęśliwy gdyby Scott odebrał telefon... Zapukałem do drzwi, czując coraz większe zdenerwowanie. Przez chwilę nikt nie otwierał, ale usłyszałem ciche kroki. W progu stanęła zdziwiona Allison, która kierowała wzrok raz na mnie, raz na samochód.
- Dobrze się czujesz Stiles?- spojrzała na moją bladą twarz.
- Nie wiem... Scott'a nigdzie nie ma. Prawdopodobnie jakiś czarownik chce mu dać jakąś dziwną miksturę ,a ja nie wiem co robić.- powiedziałem zaciskając ręce.
- Czekaj...powoli- przewróciłem oczami opowiadając jej całą historię. Po chwili Allison siedziała już z nami wszystkimi w samochodzie, bacznie przyglądając się Maddie.
- Gdzie jedziemy?- zapytała po chwili.
- Do Dereka.- odparłem.
Nie minęło 10 minut kiedy byliśmy już na miejscu. Wpadliśmy do jego domu zdenerwowani i jednocześnie roztrzęsieni. Zauważyłem, że Derek spokojnie siedzi na swojej kanapie, obok niego Cora. Przerwali rozmowę widząc nas. Odwrócili zdziwione twarze w naszą stronę. Derek zerwał się w kanapy, jakby coś go poparzyło.
- Lepiej usiądź...mamy ci coś do powiedzenia.- przerwałem ich wszystkie obawy opowiadając po raz kolejny tą samą historię.
- Ale Scott jest w szpitalu.- powiedział Derek po zakończeniu. Osłupiałem. Coś mu się stało? Muszę tam szybko jechać... może jest ranny. Dlaczego wysłali go do szpitala...przecież jest wilkołakiem. - Pojechał do swojej mamy.- dodał po chwili widząc moje zdenerwowanie. Odetchnąłem z ulgą. Jednak moje nie martwienie się nie trwało długo. Znów przypomniałem sobie o czarowniku, o miksturze. Musimy jak najszybciej zapoznać Scott'a z szalonym planem jednego ze stad.




No i kolejny rozdział gotowy. 
Poznajemy tutaj nową bohaterkę :) 
Mam nadzieję, że wam się spodobało
liczę na komentarze i szczere opinie!~

1 komentarz:

  1. Witam :D Zostałaś nominowana do Liebster Award. Gratuluję :D http://change-from-victim.blogspot.com/p/nominacja-do-liebster-award-jest.html

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony