W poprzedniej części...
- Argent żyje.
- W takim razie idziemy go szukać.
-Nie będzie tak łatwo go odebrać. Peter go uwięził.
Schowaliśmy się za jednym z większych drzew, które stało natomiast blisko dosyć wysokiego krzaku.
- Może przez komin?
- Miguel? Co ty tutaj robisz?
Zauważyłam jak Scott'a i Corę zaatakowały jakieś wilkołaki.
- Musimy pomóc Scott'owi i Corze...tam jest wyjście.
- Będziesz siedział tak cicho, już do końca życia?- Miguel zdawał się być obrażony.
- To co widziałeś, może wydawać ci się...dziwne.- zacząłem.
- Scott, jest wilkołakiem
- Argent żyje.
- W takim razie idziemy go szukać.
-Nie będzie tak łatwo go odebrać. Peter go uwięził.
Schowaliśmy się za jednym z większych drzew, które stało natomiast blisko dosyć wysokiego krzaku.
- Może przez komin?
- Miguel? Co ty tutaj robisz?
Zauważyłam jak Scott'a i Corę zaatakowały jakieś wilkołaki.
- Musimy pomóc Scott'owi i Corze...tam jest wyjście.
- Będziesz siedział tak cicho, już do końca życia?- Miguel zdawał się być obrażony.
- To co widziałeś, może wydawać ci się...dziwne.- zacząłem.
- Scott, jest wilkołakiem
Rozdział X
Obudziłem się, nawet nie wiedząc kiedy się położyłem. Co dzisiaj? Piątek, pomyślałem, po czym wygramoliłem się z łóżka. Leniwie spojrzałem na zegarek, ustawiony na szafce nocnej. 8:00, wszystko wskazywało na to, że jestem spóźniony. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej koszulkę i jeansy. Od razu włożyłem na siebie świeże ubrania, zauważyłem, że całą noc spałem w tych wczorajszych. Były brudne od ziemi, i od jakiegoś czarnego pyłu. Przypomniało mi się, jak schodziłem w kominie, żeby uratować Argenta. Chwyciłem za mój plecak i zbiegłem po schodach na dół, w jadalni siedział mój tata.
- Chcesz kanapkę?- zapytał pokazując talerz na środku stołu.
- Jestem spóźniony.- odparłem i miałem już wychodzić.- ale kanapki sobie nie odmówię.- odparłem szybko, wróciłem się i chwyciłem za jedną z nich. Nie minęły dwie sekundy, a kanapka znajdowała się już w moim żołądku. - Miguel poszedł do szkoły?- zapytałem zdziwiony faktem, że nie obudził mnie ranem.
- Źle się czuje.- odpowiedział mój tata, ze zmartwioną miną. Czyżby po tym wszystkim, co wczoraj zobaczył zrobiło mu się niedobrze? Jednak nie miałem czasu o tym myśleć, wybiegłem z domu, czując orzeźwiający powiew wiatru. W poszukiwaniu kluczyka od samochodu, zauważyłam Lydię, która stoi obok uliczki.Szczerze zdziwił mnie jej widok, tutaj, rano. Podeszła do mnie, nakazując wsiąść do samochodu. Wyłożyłem kluczyki otwierając pojazd i wsiadając na miejsce kierowcy.
- Chyba musimy porozmawiać...- dziewczyna spojrzała prosto przed siebie. Nie mogłem wyczuć, czy czuje zdenerwowanie, czy może jest wesoła? Jednak w jej oczach zauważyłem odrobinkę strachu, którą bardzo dobrze przykrywała swoim nieokreślonym wyrazem twarzy. Lydia spojrzała na swoje paznokcie, przyglądając im się uważnie. Zaraz potem spojrzała mi prosto w oczy, oczekując ode mnie odpowiedzi. Siedziałem na fotelu, czując narastający we mnie strach. "Tylko nie panikuj" powtarzałem sobie w myślach, przypominając sobie mój pocałunek z Lydią. Zawsze kiedy ją zauważałem wydawała się lśnić blaskiem, była taka idealna. Ostatnio coraz lepiej mi się z nią rozmawiało, od czasu kiedy odkryła kim tak naprawdę jest Scott i ona sama. Czasem wydawało mi się, że przez ten pocałunek wszystko zniszczyłem, naszą przyjaźń. Dziewczyna dała mi wyraźnie do zrozumienia, że nie chce ze mną być, a ja nadal próbowałem wszystkiego, żeby tylko z nią byc.
- Ten pocałunek...- zaczęła trochę ochrypłym głosem.- Stiles czemu mi nie mówiłeś?- odparła już bardziej zdecydowanie.- Wiem...że podobałam ci się ale myślałam, że to ci już przeszło.- kontynuowała dziewczyna. Siedziałem na miejscu, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Głośno przełknąłem ślinę, zastanawiając się nad tym co czuję. Emocje, które teraz odczuwałem nie można było ich opisać. Kłębiły się w mojej głowie, a następnie wszystkie wyparowały i zostawała tylko pustka.
- Lydia...ja...jeżeli cię uraziłem, to przepraszam. -odparłem trochę zmieszany całym zajściem. Jeszcze niedawno usłyszałem od Lydii, że chcę abyśmy się tylko przyjaźnili.
- Nie uraziłeś, to było całkiem...- szukała właściwych słów.- miłe.- odparła w końcu, niespokojnie wiercąc się na fotelu. "Lydia uważała, że nasz pocałunek był...miły?" nie mogłem uwierzyć, że słowa wypowiedziane przez dziewczynę były prawdziwe. Wszystko stało się tak szybko, najgorsze było to, ze nie bardzo wiedziałem co teraz mam zrobić. Siedzieć tam i uśmiechać się do niej, czy po prostu przytulić ją i pocałować? Jednak zanim się odwróciłem, dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie i złożyła na moich ustach przyjemny pocałunek. Zaraz potem stawał się intensywniejszy, czułem jak jej warki lekko muskały moje. Nasze przyspieszone oddechy równały się w jedność, moje ręce otuliły Lydię w pasie, przyciągając ją do siebie. Potem wplotłem ręce w jej rude, grube włosy nie przestając jej całować. Mój łokieć niechcący przycisnął klakson. Pod jego głośnym dźwiękiem odskoczyliśmy od siebie przestraszenie. Jednak po chwili znów przyciągnąłem dziewczynę do siebie.
- No tak...ale nie wiem, czy teraz jest moją dziewczyną?- zapytałem akcentując ostatnie słowo. Cały czas nie mogłem wybić sobie z głowy naszej przygody w samochodzie. Byłem ze Scott'em w drodze na trening la'crossa. Miałem na sobie strój naszej drużyny, a w ręku trzymałem kij.
- Skoro się całowaliście...to raczej tak.- odparł, patrząc prosto przed siebie. Zastanawiałem się nad czym on myśli, może o Allison? Ciekawe jak im się teraz układało? Po tym jak znaleźliśmy Argent'a całego i zdrowego, Allison musiała być przeszczęśliwa.
- A co z tobą i Ali?- zmieniłem temat, widząc jak inni gracze biegną na rozgrzewkę.
- Odkąd znaleźliśmy jej ojca...jest naprawdę szczęśliwa.- odparł uśmiechając się, jakby przypomniał sobie roześmianą twarz dziewczyny. Nagle rozległ się głośny gwizdek trenera, który wyglądał na wściekłego- czyli jak zawsze. Miał na sobie jakąś koszulkę i czarne dresowe spodnie, do tego adidasy i gwizdek zawieszony na szyi. Roześmiałem się na jego widok, jednak wbił on we mnie gniewne spojrzenie.
- Stilinski! Na ziemię i 50 pompek!- rozkazał.
- Ale ja nic nie zrobiłem...- odparłem jak małe dziecko.Kiedy trener wbił we mnie jeszcze bardziej gromki wzrok położyłem się na ziemi, podpierając rękoma. Zacząłem robić pompki. Ciężko to ćwiczenie nazwać tym czym miało być, jednak musiałem odbyć swoją karę. Kątem oka spoglądałem na biegających wokół graczy.
Po 10 minutach rozgrzewka dobiegła końca. "Wreszcie..." pomyślałem i podbiegłem do Scott'a, który wydawał się być mało zmęczony ćwiczeniami.
- Skoro Peter mordował ludzi...musimy go teraz znaleźć.- powiedział ściszonym głosem, wpatrując się w trybuny.
- Jak chcesz to zrobić?- zapytałem, przypominając sobie słowa Petera "Nikt z was nie pokrzyżuje mojego planu! Nikt"- O jaki plan do cholery mu chodziło?- zapytałem lekko zirytowany.
- Ostatnio rozmawiałem z Deatonem. - zaczął zdenerwowany Scott.- Pamiętasz jak Peter powiedział, że chce być swoją wcześniejszą postacią?- zapytał, a ja tylko kiwnąłem głową,- Peter chce być Alphą... nie wiem dokładnie jak to zrobi, ale zabija dlatego, że chce być silniejszy. Chcę mieć większą moc. - dokończył mrużąc oczy, jakby słońce go raziło.
- A co Deaton powiedział?- zapytałem spoglądając na przyjaciela.
- Będzie musiał mnie zabić, żeby nim zostać.- dokończył. Nagle w moich uszach rozbrzmiał głośny gwizdek trenera. Zasłoniłem ręką uszy, nadal nie mogąc pozbierać się po tym, co powiedział Scott. Peter będzie go musiał zabić, żeby sam stać się alphą. Te słowa dźwięczały w mojej głowie, teraz nie mogłem nic innego usłyszeć. Ktoś chciał zabić mojego najlepszego przyjaciela, to nie możliwe.
- Cześć.- z zamyśleń wyrwała mnie Cora, dziewczyna miała ze sobą swój plecak, a w ręce trzymała parę książek.
- Twoje oczy...- powiedziałem rozglądając się, czy nikt jej nie zauważył. Zakryłem jej głowę ręką, schylając ją jednocześnie. Szybkim krokiem ruszyłem z nią w stronę szatni. Nikogo tutaj nie było o tej godzinie, więc Cora mogła się wyprostować.
- Długo się już świecą?- zapytała zdenerwowana dziewczyna.
- Nie wiem...przecież nie widziałem cię wcześniej.- odpowiedziałem. Cora westchnęła, po czym zamknęła powieki skupiając się na czymś. Po chwili otworzyła je, znów miały normalny niebieski kolor.
- Co się stało?- zapytałem spoglądając na nią.
- Nie wiem...denerwuje się. Nie mogę uwierzyć, że to Peter.- powiedziała łamiącym się głosem. W końcu była to jej jedyna rodzina, nie licząc Derek'a. Mimo, iż kiedyś zrobił coś złego, wszyscy zdążyliśmy mu przebaczyć. Sam nawet polubiłem tego gościa, ale nigdy w pełni bym mu nie zaufał.
- Nikt nie może...-powiedziałem łagodnym głosem, chwytając Corę za rękę. Zauważyłem jak po jej policzku cieknie pojedyncza łza.
- Musimy go znaleźć.- powiedziała stanowczo, ocierając ją ręką.
- To będzie trudne...słuchaj. Musisz przestać się tak zadręczać.- powiedziałem w końcu stanowczym głosem. Chciałbym w jakiś sposób dotrzeć do tej dziewczyny...pomóc jej. Ostatnio przeszła naprawdę ciężkie chwile.
- To nie takie proste. A właśnie... Scott kazał mi coś ci przekazać.- powiedziała ściszonym głosem, jakby to była ważna tajemnica.- Kolejne ciało zamordowane...
- Chcesz kanapkę?- zapytał pokazując talerz na środku stołu.
- Jestem spóźniony.- odparłem i miałem już wychodzić.- ale kanapki sobie nie odmówię.- odparłem szybko, wróciłem się i chwyciłem za jedną z nich. Nie minęły dwie sekundy, a kanapka znajdowała się już w moim żołądku. - Miguel poszedł do szkoły?- zapytałem zdziwiony faktem, że nie obudził mnie ranem.
- Źle się czuje.- odpowiedział mój tata, ze zmartwioną miną. Czyżby po tym wszystkim, co wczoraj zobaczył zrobiło mu się niedobrze? Jednak nie miałem czasu o tym myśleć, wybiegłem z domu, czując orzeźwiający powiew wiatru. W poszukiwaniu kluczyka od samochodu, zauważyłam Lydię, która stoi obok uliczki.Szczerze zdziwił mnie jej widok, tutaj, rano. Podeszła do mnie, nakazując wsiąść do samochodu. Wyłożyłem kluczyki otwierając pojazd i wsiadając na miejsce kierowcy.
- Chyba musimy porozmawiać...- dziewczyna spojrzała prosto przed siebie. Nie mogłem wyczuć, czy czuje zdenerwowanie, czy może jest wesoła? Jednak w jej oczach zauważyłem odrobinkę strachu, którą bardzo dobrze przykrywała swoim nieokreślonym wyrazem twarzy. Lydia spojrzała na swoje paznokcie, przyglądając im się uważnie. Zaraz potem spojrzała mi prosto w oczy, oczekując ode mnie odpowiedzi. Siedziałem na fotelu, czując narastający we mnie strach. "Tylko nie panikuj" powtarzałem sobie w myślach, przypominając sobie mój pocałunek z Lydią. Zawsze kiedy ją zauważałem wydawała się lśnić blaskiem, była taka idealna. Ostatnio coraz lepiej mi się z nią rozmawiało, od czasu kiedy odkryła kim tak naprawdę jest Scott i ona sama. Czasem wydawało mi się, że przez ten pocałunek wszystko zniszczyłem, naszą przyjaźń. Dziewczyna dała mi wyraźnie do zrozumienia, że nie chce ze mną być, a ja nadal próbowałem wszystkiego, żeby tylko z nią byc.
- Ten pocałunek...- zaczęła trochę ochrypłym głosem.- Stiles czemu mi nie mówiłeś?- odparła już bardziej zdecydowanie.- Wiem...że podobałam ci się ale myślałam, że to ci już przeszło.- kontynuowała dziewczyna. Siedziałem na miejscu, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Głośno przełknąłem ślinę, zastanawiając się nad tym co czuję. Emocje, które teraz odczuwałem nie można było ich opisać. Kłębiły się w mojej głowie, a następnie wszystkie wyparowały i zostawała tylko pustka.
- Lydia...ja...jeżeli cię uraziłem, to przepraszam. -odparłem trochę zmieszany całym zajściem. Jeszcze niedawno usłyszałem od Lydii, że chcę abyśmy się tylko przyjaźnili.
- Nie uraziłeś, to było całkiem...- szukała właściwych słów.- miłe.- odparła w końcu, niespokojnie wiercąc się na fotelu. "Lydia uważała, że nasz pocałunek był...miły?" nie mogłem uwierzyć, że słowa wypowiedziane przez dziewczynę były prawdziwe. Wszystko stało się tak szybko, najgorsze było to, ze nie bardzo wiedziałem co teraz mam zrobić. Siedzieć tam i uśmiechać się do niej, czy po prostu przytulić ją i pocałować? Jednak zanim się odwróciłem, dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie i złożyła na moich ustach przyjemny pocałunek. Zaraz potem stawał się intensywniejszy, czułem jak jej warki lekko muskały moje. Nasze przyspieszone oddechy równały się w jedność, moje ręce otuliły Lydię w pasie, przyciągając ją do siebie. Potem wplotłem ręce w jej rude, grube włosy nie przestając jej całować. Mój łokieć niechcący przycisnął klakson. Pod jego głośnym dźwiękiem odskoczyliśmy od siebie przestraszenie. Jednak po chwili znów przyciągnąłem dziewczynę do siebie.
------------------------------------------------------------------------------------
- Całowaliście się?- głos Scotta wydawał się być rozbawiony. Kiedy zauważył moją minę, zmienił minę na poważniejszą.- No to chyba...dobrze, co nie?- rzucił bez przejęcia.- No tak...ale nie wiem, czy teraz jest moją dziewczyną?- zapytałem akcentując ostatnie słowo. Cały czas nie mogłem wybić sobie z głowy naszej przygody w samochodzie. Byłem ze Scott'em w drodze na trening la'crossa. Miałem na sobie strój naszej drużyny, a w ręku trzymałem kij.
- Skoro się całowaliście...to raczej tak.- odparł, patrząc prosto przed siebie. Zastanawiałem się nad czym on myśli, może o Allison? Ciekawe jak im się teraz układało? Po tym jak znaleźliśmy Argent'a całego i zdrowego, Allison musiała być przeszczęśliwa.
- A co z tobą i Ali?- zmieniłem temat, widząc jak inni gracze biegną na rozgrzewkę.
- Odkąd znaleźliśmy jej ojca...jest naprawdę szczęśliwa.- odparł uśmiechając się, jakby przypomniał sobie roześmianą twarz dziewczyny. Nagle rozległ się głośny gwizdek trenera, który wyglądał na wściekłego- czyli jak zawsze. Miał na sobie jakąś koszulkę i czarne dresowe spodnie, do tego adidasy i gwizdek zawieszony na szyi. Roześmiałem się na jego widok, jednak wbił on we mnie gniewne spojrzenie.
- Stilinski! Na ziemię i 50 pompek!- rozkazał.
- Ale ja nic nie zrobiłem...- odparłem jak małe dziecko.Kiedy trener wbił we mnie jeszcze bardziej gromki wzrok położyłem się na ziemi, podpierając rękoma. Zacząłem robić pompki. Ciężko to ćwiczenie nazwać tym czym miało być, jednak musiałem odbyć swoją karę. Kątem oka spoglądałem na biegających wokół graczy.
Po 10 minutach rozgrzewka dobiegła końca. "Wreszcie..." pomyślałem i podbiegłem do Scott'a, który wydawał się być mało zmęczony ćwiczeniami.
- Skoro Peter mordował ludzi...musimy go teraz znaleźć.- powiedział ściszonym głosem, wpatrując się w trybuny.
- Jak chcesz to zrobić?- zapytałem, przypominając sobie słowa Petera "Nikt z was nie pokrzyżuje mojego planu! Nikt"- O jaki plan do cholery mu chodziło?- zapytałem lekko zirytowany.
- Ostatnio rozmawiałem z Deatonem. - zaczął zdenerwowany Scott.- Pamiętasz jak Peter powiedział, że chce być swoją wcześniejszą postacią?- zapytał, a ja tylko kiwnąłem głową,- Peter chce być Alphą... nie wiem dokładnie jak to zrobi, ale zabija dlatego, że chce być silniejszy. Chcę mieć większą moc. - dokończył mrużąc oczy, jakby słońce go raziło.
- A co Deaton powiedział?- zapytałem spoglądając na przyjaciela.
- Będzie musiał mnie zabić, żeby nim zostać.- dokończył. Nagle w moich uszach rozbrzmiał głośny gwizdek trenera. Zasłoniłem ręką uszy, nadal nie mogąc pozbierać się po tym, co powiedział Scott. Peter będzie go musiał zabić, żeby sam stać się alphą. Te słowa dźwięczały w mojej głowie, teraz nie mogłem nic innego usłyszeć. Ktoś chciał zabić mojego najlepszego przyjaciela, to nie możliwe.
-----------------------------------------------------------------------------------
Przez resztę dnia nie zauważyłem Lydii, z jednej strony cieszyłem się, a z drugiej miałem ochotę z nią porozmawiać. Stałem teraz na korytarzu szkolnym, przygotowany na ostatnią dzisiejszą lekcję. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, modląc się aby znajdowała się w nim wiadomość od rudowłosej.- Cześć.- z zamyśleń wyrwała mnie Cora, dziewczyna miała ze sobą swój plecak, a w ręce trzymała parę książek.
- Twoje oczy...- powiedziałem rozglądając się, czy nikt jej nie zauważył. Zakryłem jej głowę ręką, schylając ją jednocześnie. Szybkim krokiem ruszyłem z nią w stronę szatni. Nikogo tutaj nie było o tej godzinie, więc Cora mogła się wyprostować.
- Długo się już świecą?- zapytała zdenerwowana dziewczyna.
- Nie wiem...przecież nie widziałem cię wcześniej.- odpowiedziałem. Cora westchnęła, po czym zamknęła powieki skupiając się na czymś. Po chwili otworzyła je, znów miały normalny niebieski kolor.
- Co się stało?- zapytałem spoglądając na nią.
- Nie wiem...denerwuje się. Nie mogę uwierzyć, że to Peter.- powiedziała łamiącym się głosem. W końcu była to jej jedyna rodzina, nie licząc Derek'a. Mimo, iż kiedyś zrobił coś złego, wszyscy zdążyliśmy mu przebaczyć. Sam nawet polubiłem tego gościa, ale nigdy w pełni bym mu nie zaufał.
- Nikt nie może...-powiedziałem łagodnym głosem, chwytając Corę za rękę. Zauważyłem jak po jej policzku cieknie pojedyncza łza.
- Musimy go znaleźć.- powiedziała stanowczo, ocierając ją ręką.
- To będzie trudne...słuchaj. Musisz przestać się tak zadręczać.- powiedziałem w końcu stanowczym głosem. Chciałbym w jakiś sposób dotrzeć do tej dziewczyny...pomóc jej. Ostatnio przeszła naprawdę ciężkie chwile.
- To nie takie proste. A właśnie... Scott kazał mi coś ci przekazać.- powiedziała ściszonym głosem, jakby to była ważna tajemnica.- Kolejne ciało zamordowane...
Nie bijcie za krótki rozdział! Jestem chora i jedyne czego chcę to leżeć w łóżku. Jednak nie chciałam was zawieść, i jak co tydzień rozdział się pojawił c: Hm...co mogę powiedzieć? Ta...rozdzialik niezbyt ciekawy. Jedyne co mi się w nim podoba to oczywiście pocałunek <taki namiętny> XD Eh...sama nie wiem co mi tam siedzi w tej głowie, ale na pewno nic mądrego. Kurczę aż sama ostatnio byłam zdziwiona jak dostałam 4 za sprawdzian z niemieckiego o.O No to ten...zapraszam jeszcze na drugiego bloga o wilkołaczkach ^_^
Jak by ktoś chciał poczytać, czy coś...
*śmieje się* *płacze* *śmieje się* *płacze* *śmieje się*
OdpowiedzUsuńWybacz... Tak jakby mam dzisiaj urodziny ("tak jakby"? nie no, mam dzisiaj urodziny), wypiłam trochę szampana i już mi odbija... Oj słaba głowa, słaba x'D Dziękuję za prezent, bo chyba tak mogę potraktować ten rozdział :3 Piękne, oj piękne... Kocham... Podziwiam... Ubóstwiam... Bąbelki!
STYDIAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! Tak, kuźwa, tak! Kocham, kocham, kocham po wieki! <333 Kobietooo! Niesamowity prezent! Najlepszy! Ale i tak mało! Więcej Stydii! To było niesamowite! Tak, wiem! Za dużo wykrzykników! Ale co tam!!! Dobra, serio przepraszam... te emocje! x'D
Co tam złowieszczy Peter, co tam biedny Scott, co tam happy Alli, co tam żywy Chris, co tam chory Miguel (tak, nie jest mi go żal :D sorrynotsorry po raz ęty) co tam Cora, co tam wszystko! Walić świat! Stydia, biczes! Podobno miała to być jakaś poważna rozmowa, spodziewałam się czegoś łamiącego serce, takiego drama, łez i bólu, a tu... no to! Omg, piszczę... Bąbelki! Zanotować: nie dawać więcej piętnastolatce alkoholowego szampana, tylko Picolo! x'D
Jeeej... Chyba kończę, bo nie mam nic ciekawego do napisania... Poza jednym... STYDIAAAAAAA! More, more, more! Blagam! xD Oki, kocham Cię, Twoje opowiadanie, wszystko... Pozdrawiam, życzę weny na własne urodziny i do przeczytania <3
~ (pijana) Arawis z keep-ya-far.blogspot.com
No to wszystkiego najlepszego, co z tego że jest 30 ;_;
UsuńMam nadzieję, że prezent się spodobał ^_^
Stydia musi być... :D Chcę widzieć twoją reakcję na ostatni rozdział...który jest już napisany :p
A dziękuję ;) Impreza dopiero dzisiaj, więc co za różnica ;D I tak. Spodobał się :3 Napisany? Matko, w takim razie nie zasnę przez najbliższy tydzień! :D
Usuńciekawie piszesz, świetny blog, zapraszam tez do mnie; daryyl.blogspot.com
OdpowiedzUsuń